Ślub to szczególny dzień w naszym życiu. Dla wielu najważniejszy, więc nie powinno nikogo dziwić, że zwracamy szczególną uwagę na jego oprawę. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że czasami marzenia o wielkiej uroczystości przesłaniają zdrowy rozsądek. Znane polskie powiedzenie „zastaw się, a postaw się” doskonale się w tym przypadku sprawdza. Coraz trudniej zorganizować ślub i wesele z własnych oszczędności, więc wiele par decyduje się na okolicznościowy kredyt. Zwłaszcza, że taka uroczystość kosztuje nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Możemy liczyć na hojność gości i na to, że inwestycja się „zwróci”, ale im mocniej ponosi nas fantazja, tym trudniejsze to będzie. W efekcie wchodzimy na nową drogę życia ze wspaniałymi wspomnieniami i... ogromnymi długami. Czy warto? Wszyscy zgodnie przyznają, że życie ponad stan nie jest zbyt rozsądnym rozwiązaniem, ale w tym szczególnym przypadku ulegamy presji. Chcemy pokazać się z jak najlepszej strony i nie liczymy się z kosztami.
Biorąc pod uwagę cały budżet wesela, suknia ślubna nie jest największym wydatkiem. Jednak coraz częściej stanowi nawet kilkanaście procent wydatków. Kreacje za kilka tysięcy złotych to już niemal standard. Znana sieciówka chce nas jednak przekonać, że nie trzeba się zadłużać, by wyglądać pięknie.
Suknia ślubna H&M za ok. 300 zł.
Suknia ślubna zaprojektowana przez dom mody Viktor and Rolff jakiś czas temu.
Kreacja za kilka tysięcy złotych kontra suknia z sieciówki za 300 zł. Czy w tym przypadku oszczędność popłaca?
Jeszcze w tym miesiącu w amerykańskich i brytyjskich sklepach sieci H&M zadebiutuje ekonomiczna suknia ślubna tej marki. Wciąż nie wiadomo, czy kreacja pojawi się na polskim rynku, ale znając dotychczasowe zwyczaje szwedzkiego koncernu – jest to bardziej, niż prawdopodobne. Trudno także stwierdzić, czy to zapowiedź całej ślubnej kolekcji, czy jedynie pojedynczy egzemplarz mający sprawdzić reakcję potencjalnych klientek.
Wiadomo jednak, że suknia z sieciówki w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych nie będzie kosztowała więcej, niż równowartość 300 złotych. Do polski dotrze zapewne nieco droższa, ale nie powinna przekroczyć 400 złotych. To kwota porównywalna do kosztu wypożyczenia sukni na kilka dni, na co Polki i tak bardzo rzadko się decydują. O wiele częściej wybieramy profesjonalne salony z nowościami (koszt sukni od 2 do nawet kilkunastu tysięcy zł) lub komisy (używaną suknię można kupić od kilkuset do nieco ponad tysiąca zł).
Czy kobiety są gotowe na to, by kupować ślubną kreację w centrum handlowym za tak niewielkie pieniądze?
Eksperci wskazują, że to zupełnie nowy trend, który może się przyjąć. Z jednej strony klienci naciskają na producentów, by zaczęli oferować kreacje w bardziej przystępnych cenach, z drugiej – przemysł ślubny dostrzega, że ze względu na coraz większe koszty, coraz mniej par decyduje się na zawarcie związku małżeńskiego. Może „ekonomiczna suknia” od H&M jest dopiero pierwszym sygnałem i już niedługo tradycyjne salony z sukniami za równowartość kilkumiesięcznej pensji przestaną w ogóle istnieć?
Szwedzka sieciówka już kiedyś eksperymentowała z sukniami ślubnymi. Wtedy do sprzedaży trafiła kreacja zaprojektowana przez dom mody Viktor and Rolff. Kosztowała równowartość ok. tysiąca złotych.
Co Wy na to?