Decyzja o ślubie jest jedną z najpoważniejszych, które podejmujemy w życiu. Dla wielu osób oznacza spędzenie z drugim człowiekiem reszty dni, ponieważ nie biorą pod uwagę rozwodu ze względów religijnych albo myślą o nim w kategorii życiowej porażki.
Patrycja – bohaterka naszego reportażu – zalicza się do tej drugiej kategorii. 26-latka odwołała swój ślub prawie rok temu, na trzy dni przed ceremonią.
8 irytujących rzeczy, które słyszą wszyscy nowożeńcy
Czy żałuje? Co stało się impulsem do zerwania? Za moment wszystkiego się dowiecie.
Dokładnie rok temu po raz pierwszy przymierzyłam swoją suknię ślubną. Była jak z bajki – wysadzana perełkami, z tiulowym dołem. Przeglądając się w lustrze, pomyślałam, że wyglądam pięknie, ale w sercu nie czułam tej radości i ekscytacji, o której opowiadały mi koleżanki. Jedyne uczucie, jakie mi towarzyszyło, to wewnętrzne napięcie.
Myślałam, że to efekt przedślubnego stresu, w końcu miałam to, co chciałam: przystojnego narzeczonego, wesele na 250 osób, do ślubu miał mnie prowadzić ojciec, a w miesiąc miodowy planowaliśmy wypad do Tel Awiwu. Coś jednak było nie tak, chociaż wszyscy uspokajali mnie, że taki stres to normalna sprawa.
Fot. Thinkstock
Wiem, że Marcin nikogo nie ma i chciałam do niego napisać, poprosić o wybaczenie i drugą szansę. Wiem, że to mało prawdopodobne, ale czy nie powinnam walczyć o własne szczęście?
Wielka miłość chyba nie jest mi pisana, a świetnie się ze sobą rozumieliśmy i było mi z nim dobrze. Teraz naprawdę żałuję tamtej decyzji, ale nie wiem, czy da się ją odkręcić i czy w ogóle wypada… W końcu złamałam mu życie.
Co zrobić w tej sytuacji? Nie myślcie o mnie źle. Każdy popełnia czasami błędy…
Zobacz także: Dlaczego kłamiemy na temat swojego dziewictwa?
Fot. Thinkstock
Marcin był moim pierwszym chłopakiem. Poznaliśmy się jeszcze w liceum i spędziliśmy ze sobą 3 lata. Potem rozpoczęłam studia, zaczęłam także pracować i wyjeżdżać za granicę w niektóre weekendy, a potem już na całe wakacje. W rezultacie nasz związek się rozpadł. Nie żałowałam.
Z Marcinem było mi dobrze, ale nigdy nie czułam, że to ten jedyny. Wiecie, mężczyzna marzeń, na widok którego czujecie szybsze bicie serca i pragniecie być z nim na dobre i złe. Marcin był dobry, czuły i kochający, ale taki zwyczajny. Dużo osób mówiło mi, że mogłabym znaleźć sobie większego przystojniaka. W każdym razie relacja nie przetrwała.
Zaczęłam pracować za granicą jako nauczycielka języka angielskiego i zapomniałam o Marcinie. W tym czasie poznałam dwóch facetów, ale żaden ze związków nie był poważny i nie przetrwał. Wróciłam do Polski, żeby po roku przerwy rozpocząć drugi stopień studiów. Moje życie w rodzinnym kraju wydawało się szare i monotonne w porównaniu do barwnej codzienności Hiszpanów, którzy byli moimi uczniami. Wtedy znowu zetknęłam się z Marcinem.
Fot. Thinkstock
Czułam, że postępuję dokładnie tak, jak powinnam. Moje życie było ustabilizowane i mogłam przewidzieć swoją przyszłość. Planowaliśmy kilkoro dzieci, budowę domu pod Warszawą i wiele innych rzeczy. Marcin był słodki, ciągle mnie rozpieszczał. Cały czas powtarzałam sobie w myślach, jaką jestem szczęściarą. Moje koleżanki narzekały na swoich facetów, a mój zachowywał się idealnie. Pod względem zachowania i charakteru naprawdę trudno było mu coś zarzucić.
Oboje chcieliśmy mieć huczne wesele i na szczęście było nas na nie stać. Zaprosiliśmy łącznie 300 osób, 250 zadeklarowało swoją obecność. Suknię szyłam sobie na zamówienie, według indywidualnego projektu. Zespół muzyczny był zaklepany, menu wybrane, fryzjer i kosmetyczka też. Rozpoczęłam odliczanie.
Na trzy dni przed ceremonią poczułam jednak, że nie powinnam wychodzić za Marcina.
Fot. Thinkstock
Spotkałam go na ulicy w mojej rodzinnej miejscowości i umówiliśmy się na kawę, żeby powspominać stare, dobre czasy. Potem było kolejne spotkanie i jeszcze jedno. Znowu zostaliśmy parą. Nie czułam się mocno zakochana, ale Marcin kojarzył mi się z tym beztroskim etapem młodości, kiedy największym problemem było zaliczenie sprawdzianu z matematyki. Poza tym wiedziałam, że jest dobrym facetem, a lata mijały. Przez kilka lat, które spędziliśmy osobno, nie spotkałam nikogo wartego uwagi, a byłam dziewczyną cieszącą się dużym powodzeniem u płci przeciwnej.
Moi rodzice byli szczęśliwi, znowu nawiązałam kontakt ze starymi znajomymi – wszystko wydawało się być w najlepszym porządku. Marcin przeprowadził się do Warszawy i znalazł tam pracę. Ja jeszcze studiowałam i tak minęły dwa lata. Skończyłam studia i zaręczyłam się.
Fot. Thinkstock
Uczucie pewności w tej kwestii pojawiło się nagle i wraz z nim poczułam również spokój. Trzeba było jednak zawiadomić rodzinę. Najpierw powiedziałam rodzicom. Byli wściekli, nazwali mnie rozpuszczoną pannicą, która nie wiadomo czego chce, zaplanowała wesele za kilkadziesiąt tysięcy złotych i nagle się rozmyśla. Ojciec wyszedł z domu i nie wrócił na noc, a matka płakała.
Najgorsze było jednak przede mną. Marcin zagroził, że odbierze sobie przeze mnie życie. Ja byłam jednak nieugięta. Zadzwoniłam do jego rodziców, przeprosiłam i poprosiłam, żeby zajęli się synem. Nic mi nie odpowiedzieli na to wszystko, tylko się rozłączyli. Czułam się okropnie i przemknęło mi przez myśl, żeby to wszystko odwołać, ale zabrnęłam już za daleko.
Niestety w kwestiach finansowych ponieśliśmy straty, ale najgorszy był stosunek rodziców. Mieli do mnie żal i nie rozmawiali ze mną przez pół roku. Teraz wszystko jest OK. To znaczy niby w porządku, bo nie jestem pewna, czy dobrze zrobiłam.
Wydaje mi się, że popełniłam życiowy błąd…