Ile dać w kopercie? Przed tym dylematem staje każdy gość weselny. Chyba najlepszą odpowiedzią jest: tyle, na ile nas stać. Ślub, nawet najbliższych osób, to jeszcze nie powód, by z tej okazji się zapożyczać i rujnować rodzinny budżet. Ale nie wypada też przesadnie oszczędzać, jeśli kondycja finansowa pozwala nam na większą hojność. Nikt jednak nie powinien być oceniany, a tym bardziej szykanowany z tego powodu. Ją to spotkało.
24-letnia mieszkanka Poznania w emocjonalnej wiadomości przesłanej na naszą redakcyjną skrzynkę zdradziła, jak skandalicznie została potraktowana. Rozczarowana para młoda po przejrzeniu kopert pozwoliła sobie na kilka drobnych uszczypliwości, by wreszcie zadać jej ostateczny cios. W efekcie młoda kobieta zakończyła zabawę na weselu wczesnym wieczorem i prawdopodobnie już na zawsze zerwała kontakt z nowożeńcami.
A wszystko to z powodu 50 zł, które kuzynka ze świeżo upieczonym mężem uznali widocznie za niewystarczającą kwotę. To się nie mieści w głowie!
Zobacz również: Ile dać w kopercie na chrzest i wesele? (Sumy są różne dla rodziny, dalszych krewnych i przyjaciół)
fot. iStock
W ubiegły weekend pojechałam do Rzeszowa na ślub i wesele mojej kuzynki. Sama, bo moja mama od kilku miesięcy choruje, tata zmarł kilka lat temu, a chłopaka nie mam. Zrobiłam to, bo zależy mi na podtrzymywaniu więzów rodzinnych. Dziś wiem, że moja obecność tam przyniosła odwrotny skutek. Ja nie chcę znać ich, a oni prawdopodobnie mnie.
Nie przelewa mi się. Niedługo kończę studia, a pracuję dorywczo. Pomagam finansowo mamie, a dla mnie naprawdę niewiele zostaje. Nie miałam śmiałości prosić nikogo o wsparcie, więc do koperty z życzeniami włożyłam 50 zł. Chciałabym więcej, ale okoliczności są takie, a nie inne. W życiu bym nie pomyślała, że para młoda zajrzy do środka jeszcze przed weselem. A tym bardziej, że z powodu niskiej kwoty zostanę uznana za gościa drugiej kategorii. Czułam się tam jak persona non grata.
Kuzynka z mężem zrobili dosłownie wszystko, żebym czuła się tam źle, a przy okazji stała się obiektem drwin pozostałych gości. To było zdecydowanie najgorsze tego typu doświadczenie w moim życiu. Do tego właśnie prowadzi urażona duma ludzi, którym widocznie zależy tylko na pieniądzach.
Zobacz również: LIST: „Dostałam zaproszenie na ślub z CENNIKIEM. Każdy wie, ile powinien dać w kopercie!”
fot. iStock
Po przybyciu do sali weselnej byłam świadkiem, jak siostra panny młodej, także moja kuzynka, przestawiła wizytówkę z moim nazwiskiem do innego stolika. W efekcie wylądowałam przy stole z zupełnie nieznanymi mi osobami, a nie rodziną z naszej strony. Jestem pewna, że to celowe działanie, bo dokładnie widziałam, że ta karteczka wylądowała na moim późniejszym miejscu. Humor zupełnie mi siadł, ale to dopiero początek atrakcji.
Później okazało się, że wszystkie dziewczyny i młode kobiety robią sobie małą sesję zdjęciową przed budynkiem. Dowiadywały się o tym pocztą pantoflową. Wszystko zorganizowane w ten sposób, abym ja się nie zorientowała. Wychodząc z toalety wyjrzałam przez okno i nie miałam wątpliwości, że specjalnie mnie unikają. Nie wspomnę o dziwnych spojrzeniach, kiedy wróciły. Kuzynka musiała się pochwalić, jaki prezent jej dałam.
Myślałam, że impreza się rozkręci i za chwilę przestanę być czarną owcą. Znowu zobaczyłam siostrę panny młodej, która szepcze coś do kelnerki i spogląda w moją stronę. Podano ciepły posiłek, ale ja go nie dostałam. Wszyscy przy moim stole jedli, a ja czekałam. Dostałam 15 minut później, kiedy od pozostałych gości odbierano już puste talerze. Przypadek? Chciałabym wierzyć…
Zobacz również: Co i ile wkładają goście do kopert dla nowożeńców?
fot. iStock
Chyba najgorzej przeżyłam to, co wydarzyło się później na parkiecie. To jeszcze nie były oczepiny, ale wodzirej zaprosił wszystkie panny. Odważyłam się podejść i kiedy zabawa miała się rozpocząć - jakiś chłopak, chyba kolega pana młodego, wziął mnie za rękę i poprosił na bok. Zaczął mi zadawać jakieś absurdalne pytania i w ogóle nie wiedziałam o co chodzi. Jak puszczono muzykę i wszystko się zaczęło - po prostu odszedł. Chciał mieć pewność, że nie zdążę się tam już wkręcić.
Nie wytrzymałam i poprosiłam ciocię, mamę panny młodej, o rozmowę. Ta zasłoniła się brakiem czasu, a nawet stwierdziła, że jestem niegrzeczna, bo przerwałam jej rozmowę z kimś innym. Wszystkich zbuntowano przeciwko mnie. Wtedy czara goryczy się przelała i postanowiłam wyjść bez słowa. Jednak po drodze spotkałam kuzynkę i coś we mnie pękło. Zadałam jej proste pytanie: o co chodzi? Nie udawała, że nie wie o co. Odpowiedziała tylko: karma.
Mam nadzieję, że ją też kiedyś dopadnie. Upodliła mnie i ośmieszyła bez powodu. Potraktowała jak śmiecia. Bo chyba mi nie powiecie, że taka wspaniała, dumna z siebie i elegancka dziewczyna obraziła się o 50 zł…
Poznanianka