Większość kobiet przygotowujących swoją ślubną kreację, zamawia suknię w salonie albo szyje ją na zamówienie u krawcowej. Panna Młoda, której nie stać na taki wydatek może wziąć suknię z wypożyczalni. Ostatnio jednak pojawiła się inna alternatywa – suknia ślubna z lumpeksu.
Jak donosi „The Daily Telegraph”, z badań prowadzonych przez Armię Zbawienia i inne fundacje charytatywne wynika, że młode kobiety coraz częściej decydują na ślub w kreacji z drugiej ręki. Trend ten jest szczególnie popularny w Australii, gdzie młode pary bardziej niż wystawną ceremonię weselną cenią szalone wakacje na drugim końcu świata. Świeżo upieczone mężatki tłumaczą, że zaoszczędzone na kreacji pieniądze odłożyły na poczet miesiąca miodowego.
W rezultacie, australijskie ciucholandy na potęgę zapełniają się używanymi sukniami ślubnymi, sprzedawanymi za niewielki procent prawdziwej wartości. - Nieraz od 100 do 500 dolarów można kupić suknię, która kosztuje kilka tysięcy - przekonuje na łamach gazety szefowa australijskiej fundacji St Vincent de Paul.
Mimo że moda ta nie dotarła jeszcze do Polski, za kilka lat możemy spodziewać się prawdziwego boomu na ślubne kreacje z drugiej ręki. Dowód? W niedrogim butiku możesz kupić sukienkę za 1 tys. zł, bardziej okazałą za około 2 tys. zł. Kreacja z ekskluzywnego butiku zagranicznej firmy to koszt minimum kilku tysięcy złotych - w zależności od rodzaju i ilości materiału, zdobień, itp., zaś suknia od projektanta jest warta około 10 tys. zł. To dużo, biorąc pod uwagę, że przy odrobinie szczęścia i wysiłku, w dobrym warszawskim lumpeksie można znaleźć bajeczne suknie w prawie idealnym stanie już od 500 zł!
Natasza Lasky
Zobacz także:
Polscy weselnicy nie chcą już pić wódki
Polacy nie chcą już urządzać wesel zakrapianych mocnymi alkoholami. Ta inicjatywa podoba się księżom i biskupom. Czy zabawa na trzeźwo się przyjmie?
W Polsce odbył się pierwszy ślub dwóch kobiet!
Gazeta Wyborcza donosi, że w Żelazowej Woli odbył się pierwszy w naszym kraju, legalny ślub kobiet. Wzięły go Ania i Greta.