Każdy, kto organizuje wesele, zdaje sobie sprawę, jak bardzo kosztowna jest to przyjemność. Niektórzy eksperci twierdzą nawet, że postępujący spadek liczy zawieranych w Polsce małżeństw, to pokłosie coraz wyższych wydatków związanych z organizacją okolicznościowego przyjęcia. Zgodnie z naszą tradycją „bez wesela się nie liczy”, więc część par odkłada najważniejszą decyzję w życiu na lepsze finansowo czasy. Historia tych dwóch par udowadnia jednak, że wcale nie musi być tak źle.
Obie wyszły za mąż w ostatnich latach i zgodnie twierdzą, że wymarzone wesele wcale nie musi skończyć się debetem na koncie, kredytem lub długami u rodziny. Wydatki nie tylko łatwo zbilansować, ale na uroczystości można wręcz zarobić. Wszystko zależy jednak od naszych oczekiwań, a także hojności gości. Specjalnie dla nas podsumowały swoje wydatki oraz... zyski.
Ile można zarobić na własnym ślubie? Sprawdźcie konkretne kwoty i zastanówcie się, czy warto wchodzić na nową drogę życia z pustym portfelem, skoro można inaczej...
AGNIESZKA
Kiedy odbył się ślub?
Pobraliśmy się w lipcu 2013 roku. Miało być rok wcześniej, ale za późno się zdecydowaliśmy i trzeba było zaczekać na wolny termin. Zależało nam na konkretnym miejscu wesela.
Ilu zaprosiliście gości?
Pierwotnie lista liczyła 165 gości, ostatecznie obecność potwierdziło ok. 110, na weselu pojawiło się bliżej 100.
Gdzie odbyło się wesele i jaki był koszt ugoszczenia jednej osoby?
Restauracja, bardziej zajazd, pod miastem. Chodziło o to, żeby było cicho i przestronnie, a w centrum Krakowa to niemożliwe. Zaproponowano nam stawkę 195 zł od osoby, ale po rezygnacji z dwóch ciepłych dań, podano 3 zamiast 5 i kupnie alkoholu we własnym zakresie, cena spadła do 160 zł. Koszt przyjęcia to 16 tysięcy złotych.
W jaki sposób udało się sfinansować wesele i jeszcze na tym zarobić?
W cenie przyjęcia otrzymaliśmy bon na podróż poślubną o wartości 2 tysięcy złotych. Wystarczyło, bo nie chcieliśmy nigdzie daleko jechać, zresztą nie mieliśmy więcej urlopu, niż tydzień. Mimo wszystko od rodziców otrzymaliśmy w sumie 5 tys., między innymi na ten cel, więc pozostało 11 tysięcy do spłaty.
Po przyjęciu mieliśmy możliwość zwrotu niewykorzystanego alkoholu, a także napojów w restauracji. To dodatkowa oszczędność 1,5 tys. Zostało 9,5.
W kopertach otrzymaliśmy ok. 16 tys, więc już w tym momencie byliśmy 6,5 tys. na plusie.
Odliczyliśmy wydatki związane z samym ślubem i nadal było to +4 tysiące. Moja suknia ślubna była z wypożyczalni, więc nie był to żaden wydatek. Obsługą fotograficzną zajęła się nasza wspólna znajoma, która potrzebowała tego typu zdjęć do swojego portfolio. W efekcie na naszym ślubie zyskaliśmy kilka tysięcy złotych i obyło się bez długów.
KATARZYNA
Kiedy odbył się ślub?
Uroczystość miała miejsce w sierpniu 2014 roku. Nie było żadnego problemu z terminem, bo udało się go zaklepać tego samego dnia w urzędzie, jak i w lokalu. Tyle, że zrobiliśmy to ponad rok wcześniej. Wszystko działo się w piątek. Nietypowo, ale to jednak ślub cywilny.
Ilu zaprosiliście gości?
To z założenia miało być skromne przyjęcie tylko dla najbliższych. W sumie przyszło ok. 60 osób. Wyłącznie rodzina i przyjaciele. Nie gościliśmy dzieci.
Gdzie odbyło się wesele i jaki był koszt ugoszczenia jednej osoby?
Przyjęcie weselne odbyło się w znanej restauracji w centrum miasta, kilka kroków od urzędu stanu cywilnego. Ze względu na liczbę gości, jak i nietypowy termin, udało się wynegocjować 120 zł od osoby. Właściciel lokalu miał już zaplanowane większe wesele na sobotę, więc mógł sobie na to pozwolić. A my mieliśmy możliwość twardo negocjować, bo na piątek i tak nie było chętnych.
W jaki sposób udało się sfinansować wesele i jeszcze na tym zarobić?
Nie wiem dokładnie, jak to wygląda w przypadku typowego ślubu w sobotę i wesela na 150 osób, ale uroczystość cywilna i skromniejsze przyjęcie to wcale nie są ogromne koszty. Ze względu na to, że wszystko działo się w piątek po południu, za lokal i wyżywienie zapłaciliśmy nieco ponad 7 tysięcy złotych.
Oszczędziliśmy nie tylko na tym, ale także na transporcie i noclegach. Urząd i restauracja znajdują się obok siebie, więc przeszliśmy tam spacerkiem. Niemal wszyscy goście byli tutejsi, więc opłacenie hoteli nie było konieczne. Rodzina przyjęła rodzinę pod swój dach, jeśli to było konieczne.
W prezencie dostaliśmy prawie 10 tys. zł w gotówce. Wcześniej rodzice sfinansowali przynajmniej połowę kosztów przyjęcia, więc wyszło +6-7 tysięcy. Fotograf wziął kilkaset złotych, DJ podobnie. Poprawin nie było.
Obie nasze rozmówczynie nie tylko nie skończyły z długami, ale wręcz zarobiły na własnych weselach. W jednym i drugim przypadku było to mniej więcej 4-5 tys. zł na plusie. Trudno zarzucić im, by oszczędzały na wszystkim i ich celem był zarobek. Zgodnie przyznają, że ich przyjęcia wyglądały dokładnie tak, jak sobie wymarzyły.
Nie bez znaczenia okazuje się wsparcie najbliższych, negocjowanie cen poszczególnych usług, a także brak presji, że musi to być największe i najbardziej spektakularne wesele w historii rodziny. Obie bohaterki do tematu podeszły zdroworozsądkowo. Zdawały sobie sprawę, że nie ma nic gorszego, niż rozpoczęcie małżeństwa od wspólnych długów.
W większości przypadków okazuje się to jednak niemożliwe. Pary młode w Polsce mają słabość do szastania pieniędzmi, których w rzeczywistości nie posiadają. Liczy się wyłącznie efekt, a nie stan finansów nowo założonej rodziny. Wielu finansuje swoje zachcianki jeszcze wiele lat po ślubie. Historie tych młodych mężatek udowadniają jednak, że wcale nie musi tak być.