Kiedy zostałam zaproszona na ślub dobrej znajomej, byłam przekonana, że czeka mnie impreza życia. Za dobrze ją znałam, żeby brać pod uwagę inny rozwój wydarzeń. Kiedy na tydzień przed ceremonią dowiedziałam się, że w czasie wesela nie będzie serwowany alkohol - zamarłam. Od razu pomyślałam, że to nie może się udać. Niestety, większość z nas nie potrafi bawić się na trzeźwo i wymaga chociaż delikatnego wspomagania procentami.
Abstynenckie wesela to coraz bardziej popularny trend. Wbrew pozorom, nie musi oznaczać, że ktoś z rodziny państwa młodych jest alkoholikiem i cała reszta musi dotrzymać mu towarzystwa w trzeźwości. Zazwyczaj cel jest inny - kulturalna impreza z gośćmi, którzy do samego końca nad sobą panują. To także świadome odrzucenie polskiej tradycji, która kojarzy się z wymiotowaniem pod stoły i pijackimi burdami na zakończenie zabawy.
Czy to może się udać? Sprawdziłam na własnej skórze i oto kilka moich wniosków.
Zobacz również: Waszym zdaniem: Czy para młoda ma prawo zakazać picia alkoholu na weselu?
fot. Thinkstock
Pierwsze, co zauważyłam, to zdecydowanie mniej gości, niż zapowiadali organizatorzy. Jeszcze miesiąc wcześniej spodziewano się ich ok. 150, ale ostatecznie obecność potwierdziło 90. Zdecydowana większość wycofała się w momencie, kiedy ogłoszono, że będzie to impreza bezalkoholowa. Nie wiem czy to przypadek, ale raczej nie wierzę w cuda. Część zaproszonych z góry stwierdziło, że to nie może się udać. To uważam akurat za zaletę, bo przynajmniej wiadomo, komu zależy na młodych, a komu na darmowej libacji. Wesele przez to stało się bardziej kameralne i przewidywalne.
fot. Thinkstock
Już przed kościołem zorientowałam się, że wszyscy mówią tylko o jednym - dlaczego zrezygnowano z mocniejszych trunków, jak to będzie wyglądało, kto ile czasu wytrzyma na trzeźwo i dlaczego zapowiada się na towarzyską katastrofę. Na sali bankietowej to samo - głośno wyrażane nadzieje, że to jednak dowcip i za chwilę na stół trafi zmrożona wódka. Nie trafiła. Skończyło się na pierwszym toaście niskoprocentowym szampanem. Organizatorzy, jak zapowiedzieli, tak też zrobili. Nie było także piwa, wina i innych napojów wyskokowych.
fot. Thinkstock
Na tradycyjnym weselu po kilku kieliszkach atmosfera wyraźnie się rozluźnia. Wspólny toast i po chwili cały stół doskonale się zna. Tym razem nie do końca było wiadomo, jak zagadać nieznajomych. Uratowała nas wyjątkowo niesmaczna zupa, którą goście zaczęli głośno komentować. Przynajmniej było się z czego pośmiać i lody zostały przełamane. Z czasem było coraz lepiej i okazało się, że rozmowa możliwa jest także przy kawie. Niewątpliwą zaletą było to, że nikt nikomu się nie naprzykrzał. Każdy wiedział, co i komu mówi, także obyło się bez pijackiego bełkotu.
Zobacz również: Exclusive: Wesele bez alkoholu
fot. Thinkstock
Polacy nie byliby sobą, gdyby nie łamali ustalonych zasad. Szybko okazało się, że kilku odważnych przemyciło na salę alkohol. Kiedy wieść o tym roznosiła się po sali, goście nerwowo poszukiwali wysokoprocentowego wodopoju. Nie dla wszystkich starczyło. Zanim opróżniono tych kilka butelek, wszyscy zdążyli już wytrzeźwieć. Nikt nie odważył się na kolejne zakupy. Para młoda zauważyła, co się dzieje, ale nie dała tego po sobie poznać. Zupełnie niepotrzebna inicjatywa. Oglądanie dorosłych ludzi pijących pod stołem i ukrywających się przed organizatorami wyglądało żenująco.
fot. Thinkstock
Polacy lubią tańczyć, ale niekoniecznie na trzeźwo. Po alkoholu bawią się wszyscy. Różnica była widoczna gołym okiem, bo w szczytowym momencie na parkiecie naliczyłam ok. 10 osób. Jedyny plus - nikt nikogo nie zmuszał do wyginania się wbrew własnej woli, ale przez to zatracił się charakter tradycyjnego polskiego wesela. Jest drętwo. Dominują smutne melodie i wolne tańce. Abstynenci nie są skłonni do wygłupów. Zgromadzeni są skupieni przede wszystkim na jedzeniu i paleniu papierosów przed budynkiem. To dla większości jedyna rozrywka. Wypijają hektolitry kawy, żeby nie usnąć.
fot. Thinkstock
Pamiętam wesela, które trwały nawet do 9 rano. Tym razem nawet nie zbliżyłam się do tego rekordu, bo tuż po oczepinach towarzystwo zaczęło się wykruszać. Ok. 2 w nocy zniknęła przynajmniej połowa i na sali zrobiło się naprawdę pusto. Całkiem możliwe, że woleli wrócić do domów i hoteli, by napić się na własną rękę. Para młoda nie wyglądała na rozczarowaną. Wręcz obawiali się zabawy do rana. O godzinie 3 oficjalnie zamknięto drzwi za ostatnim gościem. Wesele przeszło do historii, a młodzi mogli wreszcie odpocząć. Wątpię jednak, czy ktokolwiek będzie pamiętał o tej imprezie za tydzień.
fot. Thinkstock
(Prawie) wszyscy są trzeźwi, więc goście przybywają na miejsce własnymi samochodami i nimi także odjeżdżają. Organizatorzy nie muszą się martwić o dodatkowy transport. Jeśli sami nie jesteśmy zmotoryzowani, zawsze znajdzie się ktoś z wolnymi miejscami.
Wesele oceniam mniej więcej pół na pół. Dostrzegam kilka zalet wyeliminowania alkoholu, jak i kilka poważnych wad. Czy sama zorganizowałabym podobne? Raczej nie.
Joanna
Zobacz również: Co się stanie, jeśli zrezygnujesz z alkoholu?