Pewnie stwierdzicie, że to nie problem, jak zresztą każdy, komu się próbuję zwierzyć. Nikt mnie nie rozumie, jednak odważyłam się spróbować opisać, co mnie gryzie... Dzisiaj każdy uznałby mnie za dziwaczkę, ale nigdy moim marzeniem nie była pogoń za pieniądzem, robienie kariery ani sława, co aktualnie jest tendencją naszych czasów. Na pytanie: kim chcesz zostać w przyszłości, powtarzam: „Matką”. Tak, instynkt macierzyński i wielka potrzeba posiadania potomstwa męczy mnie już od wielu lat.
Długi czas to ukrywałam, żeby nie wyjść na wariatkę, ponieważ byłam nastolatką. Teraz mam 20 lat, studiuję, dorabiam sobie, mieszkam z chłopakiem (25 lat), który ma stałą pracę. Uważam, że teraz mógłby nadejść ten ważny dla mnie moment. Problemem są wszyscy dookoła, którzy mi to odradzają! Bo jestem za młoda (a co powiecie na ciężarne 15-latki?), bo nie mamy ślubu (taki problem go wziąć, serio???), bo skończ studia, bo rób karierę, bo NIE itd. Tylko nikt nie zwrócił uwagi, że posiadanie potomstwa teraz byłoby dobrym rozwiązaniem, bo zanim skończę studia mogę je już podchować i w razie znalezienia pracy mogę je dać do żłobka.
Potem będzie odwlekanie albo same problemy z powrotem do pracy, bo sami wiecie jak pracodawcy reagują na świeżo upieczone mamuśki albo mężatki (bo taka to zaraz w ciążę zajdzie, a płacić im trzeba). Poza tym przekładanie tej decyzji np. do trzydziestki lub po też nie jest dobrym pomysłem, bo im późniejsza decyzja tym trudniej zajść, statystyki nie kłamią. Dla tych, którzy mi powiedzą, że pewnie nie zdaję sobie sprawy czym jest ciąża i wychowanie dzieci, od razu tłumaczę: dobrze wiem, o co w tym wszystkim chodzi, kocham dzieci, umiem się nimi zajmować, pomagam koleżankom i obserwuję je, jestem świadoma złego samopoczucia, wstawania w nocy i całej reszty obowiązków.
Bo skoro interesuję się tą tematyką to mam dość pokaźną wiedzę na ten temat, uwierzcie mi. Mój chłopak uważa, że to za wcześnie, że co mi odbiło, że pożyjmy sobie jeszcze... Mnie jakoś nie kręci szarpanie się po imprezach, sami zresztą zbytnio imprezowi nie jesteśmy. Ja nie należę do tych beztroskich, od dzieciństwa byłam dojrzalsza, jak na swój wiek. Ale na tym problem się nie kończy...
Moja najlepsza przyjaciółka, z którą przyjaźnię się od dziecka jakiś czas temu zadzwoniła z nowiną, że... jest właśnie w ciąży! Dla mnie świat się skończył. Ona, bez jakiegoś specjalnego wykształcenia, jej partner także, w mieszkaniu im się nie przelewa... no i co? Ktoś jej powie, że ma w tej ciąży nie być? (Aluzja do moich „doradców”). Z jednej strony cieszę się razem z nią, ale z drugiej jestem o to tak zazdrosna, że zaraz zwariuję.
Studiuję i mieszkam teraz w innym mieście, ale kiedy wracam do mojego rodzinnego miasta, to nie jestem w stanie nawet jej odwiedzić, bo zaraz po wyjściu z jej domu zanoszę się drastycznym płaczem. A wiem, że powinnam ją wspierać! Nie potrafię... Nie mogę sobie tego wybaczyć. Za każdym razem kiedy o tym myślę mam łzy w oczach, nawet teraz, kiedy to piszę. Czuję, że straciłam przyjaciółkę, a to boli bardziej niż cokolwiek innego. Była dla mnie jak siostra. Może jak minie trochę czasu to spróbuję to odbudować, ale nie wiem... Możliwe, że to się stanie wtedy, kiedy sama zrealizuję swoje największe w życiu marzenie. Czas pokaże.
Ania