O Demi Moore, Sharon Stone czy Helenie Bohnam Carter nie można powiedzieć, że wyglądają staro, nie wyglądają nawet na swój wiek. Jednak, według standardów Hollywood, ich czas już się skończył. Aktorki powyżej 40. roku życia automatycznie przechodzą do wyższej kategorii wiekowej.
Chodzi nie tylko o wiek, ale też o zastrzyk młodej krwi. Producenci potrzebują nowych twarzy, które utrzymają widzów przed ekranami. Z badań Międzynarodowej Federacji Aktorów wynika, że aż 70 procent aktorek w wieku średnim skarży się na wysokość gaż i liczbę propozycji. To samo robi tylko 10 procent panów ze tej grupy wiekowej.
W apelu rozesłanym do wytwórni i rządu przez MFA tłumaczą i proszą:
„Kariera mężczyzn na scenie trwa dłużej i dłużej są atrakcyjnym towarem. Niech prawdziwe oblicze kobiet zostanie pokazane i znajdzie odzwierciedlenie na ekranie".
Jedna z aktorek, która wzięła udział w ankiecie, wytłumaczyła los kobiet na scenie w Hollywood. W wieku 40 lat giną one sprzed kamer, a potem pojawiają się w rolach babć po 65. roku życia, jako przykład podała Helen Mirren i Judi Dench. Jeśli już dostają angaż, są to role mamusiek, pielęgniarek albo nauczycielek. Trudno się nie zgodzić, że w Hollywood panuje kult młodości. To przecież nie tylko światowa stolica kina, ale i operacji plastycznych. Gwiazdy, aby zachować wygląd nastolatek, wydają miliony dolarów. Mimo tego producenci i tak zaglądają im w metryki.
Zobaczymy, w jakim stylu na ekrany powróci za kilka lat Demi Moore czy Sharon Stone i gdzie wtedy będzie Keira Knightley czy Scarlett Johansson. Wcześniej, przeciw dyskryminacji kobiet w Hollywood ze względu na wiek, protestowały Jane Fonda i Helena Bohnam Carter - panie, które jeszcze kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat temu były ubóstwianymi przez kinomanów i producentów seksbombami.
W Polsce problem ten nie ma aż takiej skali, ponieważ nasze środowisko aktorskie nie jest na tyle rozbudowane. Choć na pewno jednostkowe podobne przypadki się zdarzają.