Małe dzieci – mały kłopot, duże dzieci – duży kłopot. Wychowanie nastolatka – zazwyczaj ogromne wyzwanie, z którym nie radzą sobie nawet najbardziej cierpliwi i wyrozumiali rodzice. Młodzieńczy bunt sprawia, że dogadanie się z gimnazjalistą lub licealistą jest niemal niemożliwe. Coraz częściej pojawiają się głosy, że wynika to ze zbyt małej dyscypliny. Młodzież należy „trzymać krótko”, aby znała swoje miejsce i potrafiła się zachować.
Nasza bohaterka jest temu absolutnie przeciwna. Jej zdaniem najlepszym sposobem na zdrową relację jest w tym przypadku jak największa swoboda. Ewa, matka 16-letniej córki, postanowiła nie ingerować w jej życie. Dziewczyna może robić niemal wszystko, jeśli tylko nie czyni tym krzywdy innym. W ten sposób ma się nauczyć, że to ona sama musi brać za siebie odpowiedzialność i ponosić konsekwencje swoich działań.
Jak wygląda łącząca ich więź i czy dzięki nietypowej metodzie wychowawczej udało się zapanować nad temperamentem nastolatki? Oto relacja jej matki...
16-letnia Agata ukończyła właśnie naukę w gimnazjum. Od września rozpocznie kolejny etap w swoim życiu – liceum. Chociaż wciąż jest niepełnoletnia, nigdy nie usłyszała z ust swojej mamy, że jest na coś za młoda. Dziewczyna ma pełną swobodę działania. Warunek jest jeden – nie może się to odbywać kosztem innych.
- Widzę, jak wychowują moje koleżanki i zazwyczaj niewiele dobrego z tego wynika. Chodzą znerwicowane, wszystkim się martwią i zrzędzą. Wątpię, żeby to cokolwiek dawało, a na pewno niszczy więź między rodzicem i dzieckiem. Wychodzę z założenia, że jeśli ma błądzić, to i tak to zrobi. Czy będę ją kontrolować i marudzić, czy nie. Ktoś powie, że sobie odpuściłam, ale nie o to w tym chodzi. Pozwalam jej na wiele, ale wciąż mam nad nią kontrolę – twierdzi Ewa.
Kobieta nie nazywa tego bezstresowym wychowaniem. Według niej to kształtowanie młodego człowieka poprzez jego własne próby i ewentualne błędy. Nastolatek to niemal dorosła osoba, na którą nie da się wpłynąć krzykiem czy zakazami.
Specyficzny model wychowania znajduje swoje odzwierciedlenie w wielu kwestiach. Nastoletnia córka Ewy musi sama oceniać, czy coś jest dla niej dobre, a od czego lepiej trzymać się z daleka. W tym trudnym wieku i tak nie posłuchałaby swojej mamy. Im większy sprzeciw rodziców, tym większa chęć dziecka, aby zagrać im na nosie. Kobieta wierzy, że kiedy nie obowiązują twarde zakazy, maleje także potrzeba buntu.
ALKOHOL
- Wiem dobrze, że młodzież w wieku mojej córki eksperymentuje z różnymi substancjami. Alkohol jest powszechnie dostępny, a impreza gimnazjalistów, a już zwłaszcza licealistów, nie może się bez niego obyć. Co mogę z tym zrobić? Wciąż ostrzegać córkę lub zakazywać jej kontaktu z rówieśnikami? Zrobiłam coś innego. Przeprowadziłam z nią poważną rozmowę na ten temat, a ona i tak zrobiła swoje. Kilka razy przyłapałam ją na tym, że była wstawiona. Nie zrobiłam jej awantury. Raz upiła się do nieprzytomności i musiałam ją w środku nocy odbierać z drugiego końca miasta. Problem się skończył. Było jej tak wstyd, że od tego czasu sytuacja się nie powtórzyła – twierdzi Ewa.
PAPIEROSY
- Scenariusz jest zawsze taki sam. Rodzice przestrzegają i straszą, a nastolatek i tak prędzej czy później chwyci za papierosa. Okazji jest całe mnóstwo – impreza, przerwa w szkole, wypad do kina, a nawet spacer z koleżanką. Gdybym miała o tym ciągle myśleć, to bym wreszcie zwariowała. Tu też postawiłam na pełną swobodę. Ja cię córko ostrzegam, mówię ci, czym to się może skończyć, ale i tak zrobisz, co chcesz. Nie mogę cię prowadzić za rączkę przez całe życie. Po ubiegłorocznej kolonii sama do mnie przyszła i opowiedziała o tym, że spróbowała. I sama stwierdziła, że to coś obrzydliwego i nigdy już tego nie zrobi – wspomina matka nastolatki.
SEKS
- Uważam, że rozmowa na ten temat z nastoletnim dzieckiem, a zwłaszcza córką, jest po prostu konieczna. Rok temu, przed wspomnianym wyjazdem, wyłożyłam kawę na ławę. Okazało się, że Agata już sporo wie, ale dla pewności opowiedziałam jej o seksie szczerze i otwarcie. Zadawała mi pytania i niespecjalnie się krępowała. Umówiłyśmy się, że kiedy przyjdzie na to pora, pójdziemy razem do ginekologa. Córka bywa roztrzepana, ale nie jest nieodpowiedzialna. Wierzę w to, że zawczasu przyjdzie do mnie z tą sprawą. Taka otwartość jest na pewno lepsza od udawania, że ten temat nastolatków nie dotyczy – twierdzi Ewa.
NAUKA
- Zależy mi na tym, aby moja córka dobrze się uczyła, zdała do świetnego liceum, potem studia, kariera i tak dalej. Stwarzam jej do tego warunki i to jest chyba najważniejsze. Ma mnóstwo czasu na naukę i jeśli tego nie wykorzystuje, to jest wyłącznie jej wina. Rodzic nie może stać nad dzieckiem z batem. Agata ma się kiedy i gdzie uczyć, nie odrywam jej od tego w żaden sposób. Myślę, że zrozumiała, że od tego, jak bardzo się przyłoży, zależy jej przyszłość. Nie moja, ani mojego męża, ale jej samej. Na początku efekty były takie sobie. Była trójkową uczennicą, która poczuła, że może robić co chce, bo matka się nie czepia. W ostatniej klasie gimnazjum coś w nią wstąpiło i szkołę skończyła ze średnią 4,5. Egzamin zdany przyzwoicie i od września liceum. Moje koleżanki nadal trzymają swoje dzieci krótko i zrzędzą, ale nic z tego nie wynika – uważa Ewa.
POWRÓT DO DOMU
- Kiedyś była zasada, że co by się nie działo, godzina 20-21 i córka musi być w domu. Jeśli się nie dostosuje, następnym razem po prostu nigdzie nie wyjdzie. Byłam w tym konsekwentna i metoda zdała egzamin. Od roku, może półtora, ma większą swobodę. Może wracać, kiedy uzna za stosowne. Kilka razy zarwała noc, potemmęczyła się niewyspana w szkole i sama zrozumiała, że tak się nie da. Dzisiaj już tak nie przegina, zawsze informuje gdzie idzie i jeśli już koniecznie musi zostać gdzieś dłużej, to wraca do domu taksówką. Ja śpię spokojnie – twierdzi.
Ewa jest przeciwniczką rodzicielskiego terroru. Nie akceptuje traktowania własnych dzieci jak więźniów, którzy mają prawo jedynie do snu, jedzenia, chodzenia do szkoły i odrabiania lekcji. Uważa, że to je nie tylko unieszczęśliwia, ale zazwyczaj przynosi także odwrotny efekt. Dziecko kojarzy rodzica z zakazami, więc nie ma ochoty z nim rozmawiać.
- Słyszę, jak to wygląda u moich koleżanek i jestem załamana. One tylko wrzeszczą i wymagają, a nastoletnie dzieci w takich warunkach nigdy się nie otworzą. Nie mają ze sobą dobrego kontaktu, nie ma tam miejsca na szczerość i przyznawanie się do błędów. Jest tylko wzajemna złość i podejrzenia. Agata nie jest potulnym dzieckiem, ale specyfikowałam ją jej własną metodą - „olać wszystko”. Sprawdzam, przyglądam się i dbam o nią, ale nie mam zamiaru jej ubezwłasnowalniać. To się sprawdza – twierdzi.
Co myślicie o jej metodzie?