W statystykach ich nie ma, bo takie historie najczęściej nie wypływają poza cztery ściany ich mieszkań. Rzadko kiedy przyznają się do tego publicznie. A jeśli to zrobią, zazwyczaj są traktowane jak niedobre córki, żony albo matki. Nawet najbliżsi wstydzą się tego, na co się zdecydowały. Nikt nie nazwie tego uczciwością, skoro wolały odejść niż żyć złudzeniami, udawać, że wszystko jest w porządku. Kim są kobiety, które zostawiły za sobą dotychczasowe życie i zaczęły wszystko od nowa?
Dlaczego kobiety zostawiają rodzinę i odchodzą? Bo często od najmłodszych żyją dla innych i nie czują się przez to szczęśliwe. Nigdy nie myślą o sobie. Wychodzą za mąż np. za namową rodziny albo zachodzą w ciążę pod presją otoczenia. Ale pewnego dnia ich pragnienia i potrzeby dochodzą do głosu. Wtedy kobiety decydują się na desperacki krok – odchodzą od rodziny, czasem opuszczając również dzieci. „Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób, że skrzywdziłam moją rodzinę. To ja czułam się pokrzywdzona przez te wszystkie lata, ale nigdy się nie skarżyłam. Przychodzi jednak w końcu taki dzień, że po prostu chcesz zacząć żyć” – podsumowuje nasza rozmówczyni Magda.
Ewa Podsiadły-Natorska
* Imię bohaterki zostało zmienione; rozmowa została przeprowadzona parę miesięcy przed napisaniem artykułu
Jednak jej bliscy nie przyjęli do wiadomości, że Magda chce wyjechać. Nikt w rodzinie nie miał studiów i wszyscy jakoś sobie radzili. Zaczęli mówić, że w głowie jej się poprzewracało. „A ja po prostu patrzyłam na ich zmęczone twarze i nie chciałam tak żyć” – mówi Magda. Gdy zdała maturę i okazało się, że przyjęli ją na filologię polską na jednej z warszawskich uczelni, rodzice się obrazili. „Ojciec zaczął krzyczeć, że mnie wydziedziczy. Mama powiedziała, że mogę już do nich nie wracać. W ogóle nie liczyło się moje zdanie. Całą podróż do Warszawy przepłakałam”.
Dziś Magda jest już po studiach i uczy polskiego w szkole podstawowej. Osiedliła się w Warszawie na stałe. Poznała chłopaka, chcą się pobrać. Jest szczęśliwa. „Przez pierwsze dwa lata po mojej wyprowadzce to był koszmar. Rodzice się mnie wyrzekli. Ja nie dzwoniłam, oni też nie. Nawet siostrę i brata nastawili przeciwko mnie. Byłam strasznie samotna. Teraz jest już lepiej. Rodzeństwo czasem do mnie przyjeżdża. Zaczęłam przesyłać rodzicom drobne kwoty, aby im pomóc. Spotykamy się raz, dwa razy w roku i choć z ich strony wieje chłodem, nigdy nie chciałabym cofnąć czasu. Trzeba umieć zaryzykować” – podkreśla Magda.
Do ucieczki przyznaje się również wiele internautek. Wśród nich są kobiety, które odeszły od męża, a czasem także od dzieci. „Moja historia jest inna niż wszystkie, bo mąż mnie nie bił, nie poniżał, nie był alkoholikiem czy nierobem. Przeciwnie – był pracowity, dobry, uczynny, troskliwy. Ale nigdy go nie kochałam” – wyznaje Jagoda. Pobrali się, gdy ona miała 21 lat. Rodzice stwierdzili, że znalazła idealnego kandydata na męża. Koleżanki piały z zachwytu. „Liczyłam, że uczucie przyjdzie z czasem, po ślubie. Ale nie przyszło. Po pięciu latach poznałam faceta, w którym zakochałam się na zabój. Wiedziałam, że musimy być razem. Tylko że mąż nie chciał mi dać rozwodu, więc z dnia na dzień wyprowadziłam się z domu. Dopiero po dwóch latach zgodził się, abym przestała być jego żoną” – opowiada Jagoda.
„Ja też odeszłam od męża” – dodaje kolejna forumowiczka. „Po 10 latach małżeństwa. G. był dla mnie dobry, nigdy mnie nie zdradził czy coś w tym stylu. Nasze uczucie po prostu się wypaliło i nie czułam się szczęśliwa w tym małżeństwie. Wiedziałam, że muszę coś zmienić. Wyjechałam do koleżanki do Szwajcarii, która mieszkała tam z mężem w ogromnym domu. I już tam zostałam” – wspomina. Ze swoim mężem spotkała się potem tylko parę razy – gdy przyjechała po swoje rzeczy, a ostatni raz na sprawie rozwodowej. „Płakał, a ja nie czułam nic”.
Podobnych wpisów jest w internecie znacznie więcej. Niektóre kobiety przyznają, że odeszły nie tylko od męża, ale zostawiły również dziecko. „Nie kochałam męża, jestem z kochankiem w ciąży. Mam jeszcze 5-letnią córeczkę z mężem. Zdecydowałam, że opuszczam ją i męża i jadę do kochanka. I tak też zrobiłam” – pisze Amelia.
Magda*, dziś 27-latka, wychowała się w niedużej miejscowości, w województwie mazowieckim. Od urodzenia mieszkała w starym domu z rodzicami, babcią i młodszym rodzeństwem – siostrą i bratem. Żyli skromnie. Tata był rolnikiem i sprzedawał warzywa na giełdzie. Mama opiekowała się chorą babcią i pomagała ojcu. Na Magdę spadała reszta obowiązków – dom, opieka nad rodzeństwem, zakupy, obiady. Wydoroślała szybko. „Codziennie pobudka o piątej, potem dom, dojazdy do szkoły, powrót, ciąg dalszy pracy i nauka. Dawało mi to w kość” – wspomina. Z czasem było jej jednak coraz trudniej. Stan babci się pogarszał, w domu się nie przelewało. A ona miała maturę za pasem i naukę. Jej rodzice tylko czekali, aż skończy szkołę i zacznie im pomagać. Nikt nigdy nie spytał Magdy, jakie ma plany czy marzenia.
„Pamiętam, jak na parę miesięcy przed maturą polonistka zapytała mnie, gdzie będę studiować. Odpowiedziałam, że nie idę na studia. Była w szoku. Miałam bardzo dobre oceny z polskiego i angielskiego. Lubiłam te przedmioty. Powiedziała mi, że popełnię życiowy błąd, że muszę studiować, wyjechać, że mogę wiele osiągnąć. Chyba wtedy oprzytomniałam” – opowiada Magda. Właśnie tego dnia podjęła decyzję, że pójdzie na studia i opuści rodzinę. Chciała znaleźć pracę dorywczą, żeby się utrzymać w innym mieście. „Liczyłam, że z czasem będę mogła pomóc rodzicom finansowo”.