Określenie „hygge” robi w ostatnim czasie zawrotną karierę, nic dziwnego, że prestiżowy słownik Collinsa uznał je za jedno ze „słów 2016 roku”, obok „Brexitu” czy „trumpizmu”. Zdaniem twórców znanej publikacji kryje się za nim praktyka tworzenia przyjemnego i przytulnego otoczenia, które wpływa na dobre samopoczucie.
Twórcy „hygge”, czyli Duńczycy, nie narzekają na samopoczucie, co udowadniają rozmaite badania i rankingi, m.in. publikowany przez ONZ World Happiness Report, który powstaje na podstawie danych z przeprowadzonego w 160 krajach sondażu Gallupa, uwzględniającego takie czynniki jak dobrobyt osobisty, edukacja, zatrudnienie czy dostęp do mediów. Dania po raz kolejny zajęła w nim pierwsze miejsce.
„W niespełna sześciomilionowym, dość homogenicznym kraju, panuje dobrobyt, państwo troszczy się o obywateli, a rozbieżności pomiędzy zarobkami nie są znaczące. Do tego dochodzi 37-godzinny tydzień pracy i 6 tygodni wakacji, co sprzyja wypracowaniu właściwego balansu pomiędzy pracą a życiem prywatnym (tzw. work-life balance)” – czytamy w „Polityce”. Dania ma świetnie rozwinięty system opieki społecznej, a służba zdrowia znajduje się na najwyższym światowym poziomie.
Taka rzeczywistość sprzyja hygge, czyli poczuciu szczęścia, ciepła i bliskości, które możemy odnaleźć w najzwyklejszych sytuacjach. „To sztuka stwarzania przyjemnej atmosfery, którą Duńczycy od lat praktykują na co dzień” – wyjaśnia w jednym z wywiadów Meik Wiking, dyrektor Instytutu Badań nad Szczęściem i autor głośnej książki „Hygge. Klucz do szczęścia”, pełnej ciekawych statystyk pokazujących, jak w praktyce wygląda duńskie podejście do życia.
Na przykład przeciętny mieszkaniec tego kraju spala rocznie średnio 6 kg wosku, bo palące się w mieszkaniu, a nawet biurze świece są bardzo ważnym atrybutem hygge. Duńczycy lubią też słodycze (każdy z nich zjada rocznie 8,2 kg łakoci, czyli ponad dwa razy więcej niż wynosi europejska średnia), a także kontakty z bliskimi osobami – 78 proc. przynajmniej raz w tygodniu spotyka się w gronie przyjaciół czy rodziny. Statystyczny mieszkaniec Danii jest członkiem czterech organizacji społecznych, np. klubów zrzeszających miłośników majsterkowania, gotowania, szydełkowania czy po prostu wspólnego spędzania czasu w określony sposób.
Fot. Thinkstock
Hygge można uprawiać także w samotności. „Siedząc pod kołdrą, popijając kakao i czytając ulubioną powieść, chociaż najlepsze hygge jest wtedy, kiedy przebywamy w kameralnym gronie bliskich, zaufanych ludzi, przy których możemy się wyluzować. Niektórzy nazywają hygge „życiem towarzyskim dla introwertyków”. Atmosfera ma być niezobowiązująca, serdeczna, światło nienachalne (najlepiej świece), muzyka łagodna, a ubrania – wygodne” tłumaczy w „Wysokich Obcasach” Meik Wiking.
Trzeba jednak zauważyć, że duński styl życia nie należy do najzdrowszych. Poziom hygge zwiększa bowiem m.in. alkohol, gdy ludziom rozwiązują się języki, a atmosfera robi się luźniejsza. Oczywiście w spożywaniu trunków nie można przekraczać granicy, ponieważ pijany człowiek raczej nie osiągnie pożądanej harmonii i spokoju.
Fot. Thinkstock
Jak już wspomnieliśmy hygge oznacza również folgowanie apetytowi na słodkie czy tłuste przysmaki. Dlatego w rankingach dotyczących stanu zdrowia czy długości życia Duńczycy nie wypadają już tak dobrze, jak w badaniach szczęśliwości. „Jesteśmy drudzy po Finach, jeśli chodzi o konsumpcję słodyczy. I pijemy więcej alkoholu niż nasi szwedzcy czy norwescy kuzyni. Spożywamy też więcej tłuszczu niż oni. To fakty. Z drugiej strony, jeśli chodzi o poczucie szczęścia czy satysfakcji z życia, jesteśmy liderem. I duża w tym zasługa hygge” – przekonuje Wiking.
Główna idea hygge to cieszenie się każdą chwilą i czerpanie radości z małych życiowych przyjemności. Ogromne znaczenie ma także przyjazna przestrzeń, zarówno w domu, jak i pracy. Dlatego Duńczycy nie przepadają za nowoczesnymi konstrukcjami ze stali i szkła, zdecydowanie bardziej cenią naturalne materiały, zwłaszcza drewno. Ponieważ zima w tym kraju trwa blisko pół roku, ważnym elementem domowych wnętrz jest ciepło i światło. Nastrój przytulności podkreśla zwykłe kominek oraz mnóstwo świec.
Fot. Thinkstock
Czy hygge można przenieść na polski grunt? Nie jest to łatwe zadanie, ale warto spróbować przejąć od Duńczyków choć trochę ich filozofii życiowej. Na przykład spróbować ograniczyć przyswajanie negatywnych emocji od innych ludzi. Gdy koleżanki z pracy zaczynają narzekać, warto poprowadzić rozmowę w kierunku przyjemniejszych tematów (na przykład opowiedzieć, jak zamierzamy spędzić weekend) lub po prostu rzucić żart, który pomoże rozładować nagromadzone napięcie.
Nie żałujmy sobie drobnych przyjemności – spaceru, słuchania muzyki, lektury ulubionych książek, dobrego posiłku, kieliszka wina czy porannej kawy wypitej bez pośpiechu. „Bo w hygge chodzi o folgowanie sobie. O małe grzeszki. O oderwanie się od obowiązków i zmartwień” – tłumaczy Wiking.
Fot. Thinkstock
Warto również otaczać się życzliwymi ludźmi. Liczne badania naukowe wykazały, że osoby samotne żyją krócej. Znakomitym lekarstwem dla duszy i ciała jest także śmiech. Uwalnia od napięć, przynosi ulgę w bólu, korzystnie wpływa na dotlenienie organizmu i jest skuteczną gimnastyką mięśni twarzy. Gdy często się śmiejemy, uwalniamy endorfiny – hormony szczęścia.
Nie zapominajmy o aktywności fizycznej, która jest równie ważna dla zdrowia fizycznego, jak i psychicznego. Jazda na rowerze, marsz, bieganie czy taniec, a nawet wchodzenie po schodach i spacer z psem opóźniają mogą dostarczyć nam przyjemności, a w hygge o to przecież chodzi.
RAF