To idiotyczne, że do Was piszę w takiej sprawie, ale nie mam nikogo z kim miałabym odwagę o tym porozmawiać. Chcę opowiedzieć Wam moją chorą historię.
Wszystko zaczęło się banalnie, wraz z rozpoczęciem gimnazjum. Pojawił się On - nowy kolega w nowej klasie. Przystojny, mądry, skromny. Przydzielono nas do jednej ławki na pół roku. Byłam nim zauroczona. Te jego opadnięte powieki na cudowne niebieskie oczy, lekko wywinięta warga i wysoka wysportowana sylwetka onieśmielały mnie. Obydwoje byliśmy na tyle nieśmiali, że prawie nie rozmawialiśmy ze sobą. Po pewnym czasie napisałam do niego przez internet, dzięki czemu zaczęliśmy rozmawiać jak kumple. Niestety tylko przez GG. W klasie nikt nie wiedział że mamy ze sobą taki kontakt.
Rozmowy zaczynały przypominać flirt. Teraz jestem to w stanie określić jako erotyczne rozmowy kochanków, dosłownie pragnęliśmy siebie, jednak żadne z nas nie miało odwagi w rzeczywistości zrobić kroku w tym kierunku. Chociaż przez te rozmowy i SMS-y cała płonęłam, stojąc przy nim, a on nabierał rumieńców, nikt nie zauważył jak nas do siebie ciągnie. Skończyło się gimnazjum, zaczęło liceum. Kilka razy napisałam do niego, ale nie było już tak jak kiedyś. Zwątpiłam w sens jakiejkolwiek walki o to. Związałam się z kimś innym. Jedyne rozmowy jakie prowadziliśmy to z okazji urodzin, ale bez rewelacji.
fot. Thinkstock
W tamtym roku w czerwcu jak zwykle napisałam życzenia urodzinowe i tak od słowa do słowa, jak bumerang, wróciło stare pragnienie. Nie potrafię tego opisać. Godzinne rozmowy o niczym trwające do rana. To było niesamowite z jaką radością ze mną rozmawiał. Po tych ośmiu latach znajomości zrozumiałam, że mogę mu ufać bezgranicznie. Zwłaszcza po tym jak wspomniałam mu czasy gimnazjum. Przyznał, że tęskni za tym. Od słowa do słowa dowiedziałam się, że zawsze mnie lubił, że czasami myśli o mnie. Rozmowy znów nabrały erotycznych podtekstów. Choć to nawet nie były podteksty, wprost pisaliśmy o tym jak pragniemy siebie nawzajem.
Chcieliśmy się spotkać, ale ze względu na ryzyko, że rzucimy się na siebie, ta myśl znikła. Serce zaczęło mi krwawić. Pomyślałam, że co ja robię. Mam kochającego mężczyznę, który chce się ze mną ożenić, wybudować dom, mieć dzieci, a ja marzę o mojej miłości z gimnazjum. Napisałam do kolegi, że przepraszam go za wszystko, ale mam kogoś i nie powinnam doprowadzić do tych rozmów. Z tego wszystkiego wyszło, że on też ich bardzo chciał, ale rozumie i „tak będzie lepiej”. Przestałam się do niego odzywać, bo jedyne co przychodziło mi do głowy to jego bliskość. Minęło ponad pół roku a ja nie potrafię tego odpuścić. Chociaż wiem, że nic z tego nie może wyjść, bo mieszka daleko i prowadzi zupełnie inne życie ode mnie, to ja płaczę po nocach, bo jest mi z tym źle.
fot. Thinkstock
Próbowałam zapomnieć i nic z tego. Napisałam znowu. W pewnym momencie powiedziałam, że czasami czuję, że jest dla mnie ważniejszy, niż mój mężczyzna. Oznajmił mi, że nie mogę tak myśleć. Ale na tyle rozmów widziałam, że to go podbudowało. Trzy miesiące temu zaręczyłam się. Kocham swojego mężczyznę, ale nie umiem zapomnieć o koledze. Nie wiem czym dla niego jest to wszystko i tego się najbardziej boję. Jest mi tak bliski i czuję jak mi pęka serce, bo nawet nie mogłam go pocałować. Zerwałam kontakt, obiecałam, że już nigdy nie będę mu zawracać głowy, ale on obiecał że się odezwie. Czekam umierając z tęsknoty. Gdybym mogła cofnąć czas. Najbardziej marzę spotkać go przypadkiem na ulicy i poczuć jak bez słów przytula mnie mocno do siebie i całuje jakby nic innego nie miało sensu. Boję się, że nie pogodzę się z tym nigdy.
Udaję jaka jestem super szczęśliwa, a tak na prawdę nie widzę sensu w niczym co robię. Czuję tylko tęsknotę za moim M.
Pozdrawiam,
22-letnia „poukładana” studentka rachunkowości