Chciałabym mieć problemy dziewczyn, które narzekają na cerę, ubrania, chłopaków... Wiem, że tak się tylko mówi, ale naprawdę bym chciała. Wszystko to wydaje się niczym, w porównaniu z tym, co ja i moja rodzina musimy przeżywać. Mieszkamy w całkiem dużym mieście, ale chyba wolałabym być teraz na jakiejś małej wsi, gdzie wszyscy się znajdą. Wtedy może nie musiałabym słuchać takich komentarzy o moim bracie. Wystarczy go poznać, żeby zmienić o nim zdanie. W mieście nikt go nie zna, a wszyscy mają o nim dużo do powiedzenia. Wiem, że jest trochę „inny”, ale przecież nie gorszy!
Jest ode mnie starszy o 4 lata. W tym wieku powinien mieć dziewczynę, studiować, pracować, spotykać się z przyjaciółmi. Robić wszystko to, co inni. Ale on taki nigdy nie będzie. Chciałabym, żeby miał kogoś bliskiego i mógł się rozwijać, ale to nie takie proste. Urodził się z chorobą, która opóźniła jego rozwój. Nie ma szans na to, żeby był „normalnym” chłopakiem, a potem mężczyzną. Ciągle trzeba przy nim być, we wszystkim mu pomagać i tłumaczyć jak małemu dziecku, co można, a czego nie. On nie ma oporów, żeby powiedzieć komuś, że go nie lubi, nie przejmuje się wyglądem, swoim zachowaniem. Ale to nie jego wina. Nie potrafię sobie poradzić z tym, że dla wszystkim jestem siostrą „tego nienormalnego”.
Mój brat jest jaki jest i nic z tym nie zrobimy. Staramy się, żeby się rozwijał, ale nie pozbędziemy się jego prawdziwego „ja”. Czasami jest spokojny i cichy, innym razem szalony i nieobliczalny. Trudno za nim nadążyć. Porusza się w specyficzny sposób, niewyraźnie mówi, szybko się złości. To nic miłego i dobrze o tym wiem. Nie dziwię się, że ludzie mogą się go przestraszyć, ale przecież im tłumaczę, że on jest chory i nie ma niczego złego na myśli. To wcale nie pomaga. Dalej się z niego śmieją, przezywają i ranią całą moją rodzinę.
Mama mówi, żebym tego tak nie przeżywała. Najważniejsze, że mamy siłę go kochać i nim się zajmować. Inni na naszym miejscu często oddają chorego do jakiegoś ośrodka. My może będziemy musieli słuchać głupich komentarzy, ale przynajmniej nigdy nie będziemy mogli sobie zarzucić, że o niego nie walczyliśmy. Powinnam się do tego wszystkiego przyzwyczaić, bo jest przy mnie od urodzenia, ale to nie jest proste. Nie przejmuję się tym, że ktoś mówi źle o mnie. Boli mnie, kiedy wygadują straszne rzeczy o chorej osobie, która choćby chciała, to nie może być inna. Nie wiem skąd taka znieczulica.
Ciągle słyszę, że to ten down, świr, psychol. Wiem, że głupi ludzie mówią głupie rzeczy i nie ma sensu z nimi dyskutować. Ale ja nie potrafię udawać, że tego nie ma. Chciałabym go przed tym wszystkim ochronić, tylko jak to zrobić? Sobą martwię się najmniej, ale ja także na tym ucierpiałam. Nie mam przyjaciółek, żaden chłopak się mną nie interesuje. Nikt nie chce mieć do czynienia z kimś, kto ma w rodzinie „wariata”. No bo jak? Przychodzisz do kogoś takiego do domu, a tam jest on. Wchodzi bez pytania do pokoju, krzyczy, czasami płacze, robi różne dziwne rzeczy...
Mnie to już nie przeszkadza, bo się przyzwyczaiłam, ale dla kogoś obcego będzie to niemiłe przeżycie. Nie wiem jak sobie z tym radzić. Nawet nie miałam się komu wyżalić.
Kornelia