Chcę opisać swoją historię nie po to, żeby się wyżalić. Mam nadzieję, że uzmysłowię niektórym, że każdy z nas ma inne potrzeby i trzeba to szanować. Niby błaha sprawa – idę na ślub i wesele. Mam się w co ubrać, lubię tańczyć, partner też jest. Ale dla kogoś takiego, jak ja, to wcale nie takie proste. Trudno przetrwać tyle godzin bez jedzenia, a mnie większość weselnych potraw nie pasuje.
Jestem od 2 lat weganką i traktuję to bardzo serio. Od tej pory nie spożyłam żadnego produktu pochodzenia zwierzęcego. Chyba, że nieświadomie, bo nawet w wegańskich knajpach zdarzają się oszustwa. W rzeczach ze sklepu tym bardziej, nawet jeśli skład mówi co innego. Tradycyjny rosół, pieczeń i lody odpadają. Dostałam zaproszenie, poinformowałam o swoich potrzebach i myślałam, że już po sprawie. Bardzo się pomyliłam.
źródło: Robert Mathews / Unsplash
Mam ogromny żal do pary młodej, ich rodziców, kucharza. Nikt nie dopilnował tego, żebym czuła się na weselu dobrze. Z tego powodu nie spędziłam tam więcej, niż 3-4 godziny, chociaż planowałam zabawę do białego rana. Od początku słyszałam zapewnienia, że nie ma problemu, na pewno mogę się spodziewać specjalnego menu tylko dla mnie.
Wiecie co mi podano? Rosół. Taki normalny na mięsie, ale stwierdzono, że jest wegetariański, bo w końcu mięso w nim nie pływa. O tym, że jest wegański nawet nie wspominam. Drugie danie zapowiadało się lepiej, bo były to krokiety ze szpinakiem. Upewniłam się, czy w farszu nie ma żadnej śmietany, ani nic takiego. Do głowy mi nie przyszło, że do ciasta kucharz wpakował jajko! I tyle było z mojego wegańskiego menu. Ręce mi opadły. Nawet kromki chleba nie zjadłam, bo nie wiedziałam z czego jest zrobiony.
źródło: Robert Mathews / Unsplash
Poczułam się naprawdę źle. Jak jakiś odrzutek, który robi problemy i nawet nie docenia starań innych. Problem w tym, że tutaj nikt się nie postarał! Oni nawet nie wiedzieli, co to znaczy weganizm... Gdybym wiedziała, że tak to się skończy, naprawdę mogłam przynieść własne jedzenie i poprosić na kuchni, żeby mi to tylko odgrzali i podali.
Nie obraziłabym się, naprawdę wszystko byłoby w porządku. Ale nie! Usłyszałam zapewnienie, że oni się tym zajmą i nie wyjdę z wesela głodna. Wyszłam. I to wiele godzin przed czasem, bo już mi się robiło słabo. Wspominam o tym, bo ludzi trzeba szanować. Jak się coś obiecuje, to trzeba to spełnić.
Zuzanna