Droga Redakcjo i Czytelniczki. Piszę tu, ponieważ nie mam w zwyczaju żalić się koleżankom, a prawdziwej przyjaciółki nie posiadam. Potrzebuję jakiejś rady. Sprawa dotyczy mojego (wypalonego?) związku z pewnym chłopakiem. Jesteśmy ze sobą od 3 lat, teraz oboje mamy po 20 lat i studiujemy informatykę. Jest on najlepszym człowiekiem jakiego kiedykolwiek spotkałam. Złote serce, duża wrażliwość i chęć pomocy.
Na początku urzekło mnie to wszystko, bo wcześniej miałam do czynienia z ogromnymi egoistami. Chyba głównie przez to zostaliśmy parą, zresztą samo "zostanie parą" nie było niczym romantycznym, ale nie o tym chcę tu pisać. Pierwsze miesiące - wiadomo. Motyle w brzuchu, och i ach. Lecz potem, gdy szał emocji opadł, traktowaliśmy się jak przyjaciele którzy czasem się całują. On nigdy nie rozumie tego mojego porównania.
Gdy ja patrze na moje zakochane w swoich chłopakach koleżanki, trochę im zazdroszczę jak ich partnerzy je traktują. Tak "po męsku". A mój? Żadnych pieszczotliwych słówek, chyba że w sms-ach, na żywo mu to przez gardło nie przejdzie. Raz dla żartów próbował i brzmiało to komicznie. Czasem mam wrażenie, że on się mnie boi, wiele razy o tym rozmawialiśmy.
Mam trochę dominujący charakter, ale jak każda kobieta, chcę poczuć się KOBIETĄ a nie kumpelą od wspólnego spędzania czasu. Naprawdę, mówię mu o tym wszystkim, on coś sensownego odpowiada, a potem jest dalej tak jak było. Gdy to zauważyłam, trochę mnie to denerwowało. Ale z upływem czasu jest gorzej.
Boję się, że ja nic do niego nie czuję. Ewentualnie miłość przyjacielską. Gdy coś mu się dzieje, ja niemalże zachowuję się jak matka. Ale ja chcę go kochać jak mężczyznę! Bo wiem, że on z całego serca mnie kocha. Macie jakieś porady aby mocniej kogoś kochać? Nie wiem już co robić, Żadne romantyczne kolacje itp. nie wchodzą w grę, bo czuję się zażenowana w takich sytuacjach. Coraz częściej mam go dosyć. Jak to ratować?
Winter_snow