Całe życie pech nie odstępuje mnie na krok, zarówno w sprawach poważnych, jak i w kwestii zupełnych błahostek. Jeśli w jakiejś sytuacji coś może pójść źle to już nawet się nie łudzę, że będzie inaczej. Dawniej znajomi próbowali przekonywać mnie, że przesadzam i sama przywołuję pecha negatywnym myśleniem. Jednak wielokrotne przykłady z mojego życia sprawiły, że i oni przestali mnie pocieszać i otwarcie mówią – stara, ty to faktycznie masz pecha.
Ostatnio myślałam, że stał się cud i niefart przestanie mnie już prześladować. Najpierw, po miesiącach poszukiwań i mało intratnych zleceniach, znalazłam wymarzoną pracę w swoim zawodzie, która – jak na początek – dawała mi przyzwoite pieniądze. Moje życie przeniosło się na wyższy poziom, a ja czułam się coraz szczęśliwsza. Myślałam, że może faktycznie coś jest z tym negatywnym myśleniem, bo odkąd moje nastawienie do świata uległo zmianie, pech jakby mnie opuścił. Co więcej, w pracy poznałam fantastycznego (jak mi się wydawało) faceta, w którym zakochałam się na zabój. Nareszcie wszystko widziałam w różowych barwach.
Niestety, jak się okazało, nic nie trwa wiecznie. Mój pech wrócił do mnie jak bumerang i to ze zdwojoną siłą. Zaczęło się od tego, że w mojej firmie szefostwo postanowiło ciąć koszty. Oszczędzanie zaczęli oczywiście od personelu – zostałam zwolniona. Jako że byłam zatrudniona na umowę zlecenie i miałam tylko tygodniowe wypowiedzenie w zasadzie z dnia na dzień zostałam na lodzie. Zaraz po przykrej rozmowie z szefem pobiegłam do mojego faceta, licząc na jego wsparcie. Ale i on nie miał dla mnie dobrej wiadomości – zamiast mnie pocieszyć, oznajmił mi, że poznał na portalu randkowym super kobietę, dla której zdecydował się mnie zostawić. Poczułam się, jakby ktoś wymierzył mi policzek, a to przeważyło szalę goryczy.
Z budynku firmy wyprowadziła mnie koleżanka z biura. Po tym co powiedział do mnie mój (już) były facet wpadłam w histerię – krzyczałam, płakałam i Bóg wie co jeszcze, bo w amoku zupełnie straciłam panowanie nad sobą. Nie dość, że zostałam podwójnie upokorzona przez pracodawcę i faceta, to sama sobie dołożyłam wstydu całym tym przedstawieniem, które oglądali chyba wszyscy pracownicy. Dramat.
Od dwóch tygodni w zasadzie nie wychodzę z domu. Leżę w łóżku, oglądam `Trudne sprawy` i inne, podobnie `ambitne` programy. Niczego nie jem, nie mam nawet siły umyć włosów. Mam ochotę zakopać się pod kołdrą na wieczność, może tu mój pech mnie już więcej nie znajdzie. Nie wiem jak mam dalej żyć. Nie wierzę w to, że kiedykolwiek będę mogła być tak po prostu szczęśliwa. Nie mam siły już walczyć, straciłam wszelką nadzieję.
Kochane Papilotki, czy któraś z was znalazła się kiedykolwiek w podobnej sytuacji? Jeśli tak to powiedzcie, co zrobiłyście by podnieść się z dołka? Z góry dziękuję za wszystkie miłe komentarze. Wasze wsparcie w tym momencie będzie mi bardzo pomocne.
Ala, 26 lat