To nie moje dziecko, nie powinna to być moja sprawa, ale się martwię. Chodzi o syna mojej własnej siostry. Jestem jego ciocią, a nawet chrzestną, więc coś do powiedzenia mieć powinnam. Niestety nikt mnie nie chce słuchać i na moich oczach ten chłopak jest terroryzowany przez własnych rodziców. Za dużo od niego wymagają i moim zdaniem to się źle skończy. Tak to już jest, jak się własne ambicje przerzuca na kogoś innego.
Sprawa wygląda tak, że mój chrześniak ma 6 lat. W tym roku poszedł do pierwszej klasy, bo mamusia uznała, że szkoda czasu. Im wcześniej zacznie, tym szybciej zrobi karierę. Nie mnie to oceniać, ja tej reformie nie jestem przeciwna. Radzi sobie dobrze, bo to mądry człowiek. Ale na tym powinno się skończyć, a niestety jego rodziców coś opętało i ciągle go zaganiają do roboty. Kilkulatek ma cały dzień zajęty!
Dobrze wiem, jak to wygląda, bo sam mi opowiada, a zresztą mam oczy. Także, wstaje ok. 6.30, żeby po 7 mama albo tata mogli go zawieźć do szkoły. Lekcji jeszcze nie ma, więc siedzi na świetlicy. Potem zajęcia do 11-12 i znowu świetlica. Mniej więcej do 16 tam siedzi. Na pewno jest już mocno wymęczony, ale to się ciągnie jeszcze przez kolejne godziny... Stamtąd wiozą go na karate, a zaraz potem na naukę gry na skrzypcach. Wspaniale, że się tak rozwija, ale bez przesady.
Weekendy wyglądają bardzo podobnie. Do szkoły nie chodzi, ale ma 2 godziny tańca w soboty, potem przychodzi do niego jakaś prywatna nauczycielka, żeby razem odrabiali lekcje (których w tym wieku się nie zadaje, więc nie wiem o co chodzi). W niedzielę też go ciągną na jakiś basen albo coś takiego. On nie ma ani chwili świętego spokoju i bardzo jest mi go żal. Nie tak powinno wyglądać dzieciństwo.
Mówię siostrze, że przesadza. Trzeba podchodzić do życia ambitnie, ale na wszystko przyjdzie czas. Teraz on robi tak wiele różnych rzeczy, że na niczym nie potrafi się skupić. To z przemęczenia. 2 tygodnie temu zajmowałam się nim w weekend i widziałam, jaki był szczęśliwy. Mówił, że dawno tak nie leniuchował, bo rodzice ciągle coś od niego chcą. Jak tak dalej pójdzie, to oni mu skrzywią psychikę i wychowają jakiegoś cyborga.
Nie zgadzam się z ich metodami, ale nic sobie z tego nie robią. Wychodzi na to, że to ja jestem mało ambitna i chciałabym, aby chrześniak spoczął na laurach. Przecież mnie chodzi tylko o to, żeby 6-letnie dziecko miało czas na zabawę i leżenie do góry brzuchem. Ma do tego prawo.
Chyba, że dzisiaj już tak nie można?
Żaneta