Moja rodzina zawsze była bardzo wierząca. Ale tak naprawdę, trochę inaczej niż to wygląda u większości. Chodziliśmy do kościoła co niedzielę, na Wigilii zawsze czytaliśmy Biblię, czasami gromadziliśmy się w pokoju rodziców i wspólnie się modliliśmy. Nie było problemu, żeby sobie posiedzieć i poczytać Pismo Święte albo wyciągnąć różaniec. To było dla nas ważne.
To duża zasługa mojej babci, która mieszkała z nami od wielu lat. Kiedy zmarł mój dziadek, rodzice wzięli ją do siebie. Wcześniej była daleko, sama, już nie dawała sobie rady z domem i to było najlepsze wyjście. Dzięki niej w naszym życiu było jeszcze więcej wiary. Nie musiała mnie namawiać, żebyśmy razem poszły do kościoła nawet w dzień powszedni.
Rodzice też tacy byli. Po mszy kupowali religijne gazetki, oglądaliśmy razem Anioł Pański z Watykanu. Czułam, że razem się w tym wspieramy. Teraz to wszystko się zmieniło.
fot. Thinkstock
W kwietniu babcia zmarła. Na szczęście nie chorowała długo i nie patrzyliśmy na jej cierpienie. Po prostu pewnego dnia się nie obudziła. To był szok. Jeszcze bardziej pogrążyłam się w modlitwie, bo chciałam, żeby trafiła do nieba. Przez 2 tygodnie chodziłam do kościoła prawie codziennie. Jak rodzice mieli czas, to byli razem ze mną. Wiedziałam, że tylko wiara pomoże mi to przetrwać.
Ale potem zaczęło być już zupełnie inaczej. Najpierw przestaliśmy się wspólnie modlić. Nie mieli czasu, ochoty, nie mogli się skupić i tak dalej. Potem praktycznie przestali chodzić do kościoła. Nawet w niedzielę. Ja się szykowałam, czekałam na nich, a wreszcie wychodziło na to, że muszę pójść sama. Skończyły się rozmowy o Bogu. Dzisiaj w moim domu praktycznie nie ma już religii.
Tylko ja pozostałam twarda. Dalej się modlę, chodzę na msze, odmawiam różaniec. Najmocniej modlę się o nawrócenie rodziców.
fot. Thinkstock
Oni mówią, że wcale nie przestali wierzyć, ale tak jakoś wyszło. Na pewno niedługo się pozbierają i znowu będzie jak dawniej. Przestaję w to wierzyć. Coraz bardziej wydaje mi się, że oni to wszystko robili na pokaz. Dla babci. Może bali jej się przyznać, że nie wierzą? A przede mną też odgrywali, żebym jej nie doniosła? Nie rozumiem tego i jest mi bardzo przykro.
Bóg jest dla mnie najważniejszy i nie wyobrażam sobie życia w takim domu. Jeszcze tego brakuje, żeby oni zostali ateistami... A może zawsze byli, tylko udawali? Dla niektórych to może się wydać śmieszne, ale gdybyście byli wychowywani w duchu wiary przez tyle lat i nagle się to skończyło, to byście zrozumieli. Mam jeszcze resztki nadziei, że zmądrzeją.
Bardzo się na nich zawiodłam!
M