Pewnie wiele z Was marzy o drogich ciuchach, kosmetykach i takich tam. Mnie marzą się normalne wakacje, w które mogłabym wreszcie odpocząć. Tak naprawdę. Chciałabym przynajmniej tydzień lub dwa nie robić kompletnie nic. Mogłabym się wygrzać w słońcu, posiedzieć z koleżankami, może gdzieś wyjechać... Nie musiałabym myśleć o tym, że trzeba iść wcześnie spać, żeby wstać do roboty. A tak wyglądają moje wakacje od kilku lat.
Moi rodzice prowadzą mały sklepik, w którym jest strasznie dużo roboty. Po pierwsze – jest czynny do 20, więc trzeba tam siedzieć. Do tego zamówienia, rozkładanie towaru, wprowadzanie cen itd. Kto pracował w handlu, ten wie. To rodzinny biznes i nie zatrudniamy nikogo. Cały rok rodzice pracują na zmianę. W lecie chcą odpocząć i biorą sobie urlop. Kto wtedy zajmuje się sklepem? Ja. I to za darmo.
Oni myślą, że cały rok szkolny to jeden wielki odpoczynek, więc w wakacje mam czas żeby poważnie popracować. Oni z kolei harowali, więc muszą odpocząć. Nie muszą nikogo zatrudniać na ten czas, bo w końcu mają mnie. Przynajmniej 2-3 tygodnie w wakacje siedzę tam sama, a później i tak muszę pomagać, nawet jak już wrócą do sklepu. Wychodzi na to, że mnie się wolne nie należy.
Wiem, że moi rówieśnicy dorabiają sobie w wakacje, ale przynajmniej na tym zarabiają, a w następnym miesiącu mogą sobie gdzieś wyjechać. Ja nie mam na to czasu, a pieniądze oglądam tylko w kasie sklepu. Czasami mama da mi 10-20 zł, ale co można za to zrobić? Za taką pracę powinnam dostawać normalną pensję. Czuję się normalnie wykorzystywana i nie wiem co z tym zrobić. Uważają, że mnie utrzymują, więc mogę im pomóc.
Problem jest taki, że to nie pomoc, ale praca na cały etat, z której nic nie mam. Zawdzięczam rodzicom bardzo dużo, ale nie słyszałam żeby ktoś musiał to odpracowywać... Jak z nimi rozmawiać, żeby nie wyjść na niewdzięczną i leniwą? Czy ja naprawdę nie mam prawa odpocząć sobie po całym roku nauki?
Weronika