Cały czas mieszkam z rodzicami i nie zarabiam, więc nie mogę o sobie decydować. Oni mi nawet mówią, co powinnam jeść i kiedy chodzić spać. Jakoś bym to wszystko zniosła, gdyby chociaż do diety się nie mieszali. A tak ciągle słyszę, że mam zjeść mięso, bo się rozchoruję. Specjalnie to mówią, bo wiedzą, że chciałabym zostać wegetarianką. Lubię smak kotleta czy kiełbasy, ale żal mi tych wszystkich zwierząt. Rodzina tego nie rozumie, bo dla nich jakaś krowa i świnia nie mają znaczenia.
Jem to, co mi dają. Jak tylko mogę się pozbyć mięsa z talerza, to to robię. Ale zazwyczaj się nie da, bo obiady mamy przy wspólnym stole i kolacje często też. Zaraz są komentarze albo nakładanie mi na talerz mięsnych rzeczy. Potem patrzą czy połknęłam. Ich zdaniem trzeba to jeść, bo od tego ma się siłę. Wegetarianie są chorzy psychicznie i w ogóle. Nie wiem jak długo to jeszcze wytrzymam. Cały czas mam wyrzuty sumienia.
fot. Thinkstock
Jak jem, to jeszcze jakoś się trzymam. Nie myślę o tym, że żuję zwłoki zwierzaka. Mama dobrze gotuje i to są smaczne dania. Tylko potem zaczynam o tym myśleć i chce mi się płakać. Już nawet nie mogę oglądać programów przyrodniczych, bo wpadam w histerię. Cały czas sobie wyobrażam, ile ja mam takich zwierzątek na sumieniu. Potem znowu dostaję kotleta i jest presja, żebym to zjadła. Kilka razy specjalnie wymiotowałam po czymś takim. Bez sensu, bo nikogo nie uratowałam, ale jakoś lżej mi było.
Mam 18 lat i podobno mogę o sobie decydować, ale nie w moim domu. Jeszcze rok liceum, potem na pewno studia w tym samym mieście. Nie wyprowadzę się nigdzie, o pracy na razie mogę zapomnieć. Ja jestem skazana na to, co mi dają do jedzenia. Jak mówię, że nie potrzebuję nic specjalnego i tylko pominę pieczeń albo szynkę, to też są źli. Mówią, że nie da się żyć tylko na roślinach i nabiale.
fot. Thinkstock
Przez to wszystko coraz bardziej siebie nienawidzę. Jestem potworem. Dwulicowym mordercą. Niby tak się strasznie przejmuje, a potem jem, co mi na talerzu położą. Tego nikt nie zrozumie, bo moi rodzice są naprawdę wymagający. Ja im nie mogę po prostu odmówić i robić wszystko po swojemu. Mówią, że w ich rodzinie nie ma miejsca na takie dziwactwa. Obrażają wegetarian i ich wyśmiewają, jak tylko poruszę ten temat. Podobno telewizja mi mózg wyżarła i uległam głupiej modzie.
Nie wydaje mi się. Tylko zrozumiałam, że bez mordowania zwierząt można normalnie żyć i być zdrowym człowiekiem. Wegetarian są miliony i oni jakoś sobie dają radę. Zazdroszczę wszystkim, którzy mają wybór. Ja się czuję jak więzień i coraz trudniej mi to przełykać.
Dosłownie…
Paula