Od razu przejdę do rzeczy. Z Nikodemem jesteśmy już ze sobą od roku, ale ja nadal nie czuję, że to TEN facet. Ok., mamy świetny seks i podobne zainteresowania, ale jednak to za mało, by stworzyć związek na całe życie. Wiem, że on to traktuje poważniej ode mnie, jednak do tej pory nie sądziłam, że chciałby mnie prosić o rękę itp. Jeszcze gdy zaczynaliśmy się spotykać, on deklarował, że nie interesują go śluby, wesela, małżeństwa. To zupełnie tak jak ja. NIE planuję dzieci, męża i tak dalej, bo mam inne priorytety w życiu, po prostu. Uzgodniliśmy to sobie kiedyś i myślałam, że tematu nie będzie.
Jednak ostatnio Nikodem coraz bardziej naciska na spotkanie z moimi rodzicami. I ja czuję, że robi się coraz poważniej. Przyznajcie, że proszone obiadki u mamusi nie są jakąś normą na początku znajomości, a my nawet ze sobą nie mieszkamy. Poza tym od czasów gimnazjum nie przedstawiałam rodzicom moich chłopaków. Gdybym przyjechała do nich z Nikodemem, tata od razu zacząłby odkładać kasę na wesele, a mama snułaby domysły, czy nie jestem w ciąży.
fot. Thinkstock
Mam mętlik w głowie. Widzę, że Nikodem się coraz bardziej wkręca w nasz związek, podczas gdy ja wiem, że nie będzie z tego nic na zawsze. W tej chwili jest OK, ale wiem, że się sobą w końcu znudzimy. A już abstrahując od moich uczuć: Nikodem to nie jest kandydat na męża i ojca. Nie ma nawet stałej pracy, typ wiecznego studenta. Gdybym miała zaliczyć wpadkę, raczej nie z nim.
Jak mu delikatnie wybić z głowy pomysł rodzinnych spotkań zapoznawczych? Może powinnam z nim zerwać? Lubię go, na tę chwilę jestem szczęśliwa, ale nie zamierzam się bardziej angażować…
K.