Mój problem jest naprawdę ogromny, bo dotyczy pieniędzy i rodziny. Jak wiadomo, trudno pogodzić te dwie sprawy ze sobą, a ja jakoś muszę... Nie jestem materialistką, ale chciałabym być traktowana sprawiedliwie. Mam wrażenie, że nawet najbliżsi mają mnie gdzieś. To wszystko wyszło po śmierci mojej babci.
Zmarła 2 miesiące temu, zostawiając po sobie duże mieszkanie w centrum miasta. Według prawa to spadek dla jej dzieci, czyli mojej mamy. Jej brat zmarł kilka lat temu. Ale tak jakoś wyszło, że w ogóle nie było dyskusji na ten temat i jedyną właścicielką nieruchomości stała się moja starsza siostra.
Niby w tym nic dziwnego nie ma, bo wnuki często przejmują takie mieszkania, ale gdzie w tym wszystkim jestem ja?
Pracuję na umowie śmieciowej, mało zarabiam, nie mam ubezpieczenia, nie odkładam na emeryturę. Moja przyszłość nie maluje się w zbyt optymistycznych barwach... Siostra za to ma etat, męża, który jej zawsze pomoże i ogólnie radzi sobie lepiej. Gdyby chciała, to mogłaby wziąć kredyt i kupić sobie mieszkanie.
Ja jestem zdana wyłącznie na moich rodziców. Nie zapowiada się na to, żebym mogła w najbliższych latach się wyprowadzić... Siostra wynajmowała mieszkanie, a teraz przeniosła się do własnego. Tego po babci. Jest urządzona i chciałabym się z tego cieszyć, ale nie potrafię. Moim zdaniem to nie tak powinno wyglądać.
Miałam do tego mieszkania takie same prawa, jak ona! Mnie taki prezent w życiu nie spotka.
Uważam, że to nie jest sprawiedliwe. Nie wiem jak rozmawiać o tym z rodzicami, ani tym bardziej z siostrą.Wyjdę na zachłanną... A ja po prostu chciałabym mieć poczucie bezpieczeństwa. Teraz nie mam ani pieniędzy, ani własnego kąta. Gdyby oni się mną przejmowali, to jakoś inaczej by tę sprawę załatwili.
Można było sprzedać mieszkanie i podzielić pieniądze na nas dwie. Siostra mogła je przejąć i spłacić mnie w jakiś inny sposób. Albo ja mogłam je dostać. Bo dlaczego nie? Bo jestem odrobinę młodsza i nie mam męża?
Czuję się pokrzywdzona i nie wiem co z tym zrobić!
Iza