Mam problem i nie wiem już jak go rozwiązać. Nie rozumiem współczesnych mężczyzn, chyba sami nie wiedzą czego chcą. Chodzi o mojego chłopaka, z którym jestem, a właściwie byłam od ponad roku. Ale zacznę od początku. P. poznałam dość dawno. Zanim jeszcze połączyło nas głębsze uczucie, przyjaźniliśmy się. Dopiero po jakimś czasie nasza znajomość przerodziła się w miłość. Oboje obracamy się też w tych samych kręgach towarzyskich, mamy wspólnych znajomych, wspólne zainteresowania i pasje. Kiedy zostaliśmy parą, wszyscy uznali, że pasujemy do siebie, ładnie razem wyglądamy. Byłam bardzo szczęśliwa, P. też.
Powiedział mi, że zawsze mu się podobałam. Świata poza mną nie widział. Pomagał mi we wszystkim, chronił mnie. Czułam się przy nim kochana i potrzebna. Był dla mnie lekiem po poprzednim nieudanym związku. Łączyło nas bardzo wiele, ale wiele też dzieliło. Ja urodziłam i wychowałam się w mieście, a on odziedziczył po babci gospodarstwo rolne. Jest to duża posiadłość, około 20 hektarów. Ma też sporą hodowlę krów. Ja nigdy nie uważałam się za lepszą, wprost przeciwnie. Lubię wieś i nie mam nic przeciwko mieszkaniu i pracy na wsi. Dodam, że jego miejsce zamieszkania, znajduje się zaledwie 15 km. od mojego rodzinnego miasta, czyli zaledwie 20min. jazdy samochodem. Niestety dla niego to był spory problem.
I teraz proszę Was o radę i podpowiedź. Co sądzicie o takiej sytuacji? Czy on może mnie jeszcze kochać? Jego zachowanie i gesty wskazują, że tak. W głębi serca pragnę, żebyśmy znowu byli razem. To dobry i kochany mężczyzna, bardzo łagodny i cierpliwy. Nigdy nawet nie podniósł na mnie głosu. Zawsze bardzo mnie szanował. Dodam, że oboje jesteśmy osobami bardzo wierzącymi i zależy nam na wartościach moralnych. Może ja zrobiłam coś nie tak, kilka razy zrobiłam mu awanturę, nawet nie pamiętam już o co a potem okazywało się, że nie miałam racji. On jest osobą powolną i cierpliwą, ja natomiast jestem wybuchowa i potrafię zranić.
Czy powinnam o tą relację powalczyć, czy odpuścić? Nie chcę go o nic błagać, znam swoją wartość i szanuję się.
Proszę o pomoc, bo pęka mi serce.
Ania
Bał się, jak ja pogodzę moją pracę zawodową z prowadzeniem domu na wsi. Tłumaczyłam mu, że nie widzę problemu. Nie mam korony na głowie i nie mam nawet nic przeciwko temu, żeby krowę wydoić. Niestety około miesiąca wstecz wyczułam, że w naszym związku jest coś nie tak. Był smutny, ponury. Zapytałam co się dzieje. Przyjechał do mnie i powiedział, że wszystko sobie przemyślał i że najlepiej będzie jeżeli zostaniemy DOBRYMI PRZYJACIÓŁMI. Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Zapytałam o przyczynę to powiedział mi, że nie dam rady mieszkać i pracować na wsi.
Funkcjonuję w innym rytmie i w przyszłości mogę być z tego powodu nieszczęśliwa. A on pragnie MOJEGO szczęścia. Rozpłakałam się i powiedziałam, że nie uznaję przyjaźni po związku. On prosił mnie i błagał, żebym nie zrywała z nim kontaktu. Był bardzo nieszczęśliwy z tego powodu. Wypomniałam mu, pytałam po co mówił, że kocha, że mu zależy itd. Mówił, że wszystko co robił i mówił, wypływało ze szczerego serca i niczego nie żałuje. W końcu po jego namowach zgodziłam się na przyjaźń. Zastrzegłam jednak, że chcę mieć z nim tylko kontakt telefoniczny. Nie spotkam się z nim dopóki nie będę gotowa się z nim zobaczyć. Zgodził się na ten warunek.
I tak tkwię w tej przyjaźni do dziś. Tydzień temu odważyłam się z nim spotkać. Miałam doła a on koniecznie chciał mnie odwiedzić i pobyć ze mną. Nie wiem o co mu chodzi. Teraz jest wzorem dobroci. Ciągle słyszę od niego, że jestem śliczną, mądrą i wartościową dziewczyną. Zachowuje się tak jakbyśmy ciągle byli jeszcze w związku. Pomaga, wspiera dobrym słowem. Niedługo idziemy do teatru. Gdyby mógł to znowu by mnie przytulał i całował. Jednak ja trzymam do niego dystans. Nie chcę, żeby emocje wzięły górę. Zbyt dużo już przeszłam, i trochę znam życie.
Po rozstaniu zajęłam się swoimi sprawami, nie proszę, nie błagam, żeby wrócił. Wiem, że to tylko może pogorszyć sytuację. Zajmuję się swoim hobby, spotykam ze znajomymi. Staram się o awans w pracy. Życie toczy się dalej. Z P. mam dobry kontakt. Dzwoni codziennie i dużo rozmawiamy. Dodam, że przyczyną rozstania nie była zdrada ani inna kobieta. P. jest uczciwy, czasami nawet naiwny. Nie jest typem kobieciarza. Ma około czterdziestu lat. Wiem, że jestem/byłam jego pierwszą dziewczyną. Wcześniej nie miał żadnej głębszej relacji z nikim.