Mam 20 lat, studiuje dziennie, weekendami pracuję, mam przyjaciół. Niby wszystko jest ok, jednak jestem bardzo nieszczęśliwa, chociaż nic na to nie wskazuje, zawsze jestem pogodna i uśmiechnięta, jednak wewnętrznie wciąż toczę walkę. Jestem gruba. Udaję, że się nie przejmuję, a w głębi duszy cierpię codziennie. Mam 20 lat, mierzę 160 cm wzrostu i ważę jakieś 80 kg. Już sama nie umiem sobie z tym poradzić, próbowałam wiele razy, ale nigdy nie umiałam wytrwać bez kompulsywnego objadania się.
To mnie już wykańcza, pocieszenie znajduje tylko w jedzeniu. Pustkę i zły humor zajadam wszystkim na co mam ochotę. Jem kiedy inni nie widzą, bo po prostu mi wstyd. Nie dość, że tłusta to jeszcze się objada... - pewnie każdy by tak pomyślał. Nie mam co szukać pomocy wśród bliskich, rodzina do szczupłych nie należy, a każde moje próby schudnięcia wyśmiewają mówiąc, że i tak to mi nic nie da, że wymyślam... przykłady można mnożyć.
Wcale to nie podbudowuje, na początku myślę „zrobię im na złość i dam radę!”, a potem przychodzi gorsza chwila i napycham się jedzeniem, aż mnie mdli i rzucam walkę. To trwa od 15 roku życia, ciągła walka, uciszam swoje sumienie jedząc paczkę chipsów, najpierw euforia, coś wreszcie poprawiło mi nastrój, później obwinianie siebie, jak mogłam to zrobić kolejny raz. Kolejny raz jedzenie bez opamiętania, byleby na chwilę poczuć ulgę.
Ale do niczego to nie prowadzi, czuję się rozdarta. Chciałabym wreszcie zmienić swoje życie, zaakceptować siebie i zapanować nad objadaniem się. Spojrzeć w lustro i być szczęśliwa, nie chować się za czarnymi spodniami i luźnym bluzkami. Tylko nie wiem od czego zacząć, żeby znów się nie poddać.
Nie stać mnie na trenera personalnego, drogich dietetyków. Wiem, że wszystko jest w moich rękach, jednak ja potrzebuje jakiejś pomocy, życzliwej rady, wiary we mnie. Może Wy, drogie Papilotki, byłyście w podobnej sytuacji i macie dla mnie rady jak się zmotywować i trzymać dyscyplinę, aby osiągnąć cel, albo znacie lekarza w Krakowie, który mógłby pomóc?
J.