Przez 5 lat studiowałam naprawdę trudny kierunek. Kosztowało mnie to wiele stresu, nieprzespanych nocy, przesiadywania w bibliotece. Nie żalę się, ani się nie chwalę. Po prostu stwierdzam fakty. To był wymagający czas. Zamiast imprezować, ja wolałam się uczyć. Chciałam być pierwszą osobą w rodzinie, która zdobędzie wyższe wykształcenie i kilka dni temu mi się to udało. Obroniłam się na 5 i jestem naprawdę z siebie dumna. Gorzej z reakcją moich rodziców, bo oni w ogóle tego nie docenili.
Ja nie mówię, że powinnam z tej okazji dostać samochód albo wakacje w tropikach, ale przydałoby się chociaż jedno dobre słowo, pokazanie dumy z córki, może jakiś drobny upominek z tej okazji. A tutaj zupełnie nic... Żadnej reakcji z ich strony. Co prawda padło słowo „gratulacje”, ale zaraz potem matka zaczęła dopytywać, dlaczego porozrzucałam buty po przedpokoju i kiedy to wreszcie posprzątam. Dla mnie to był najważniejszy dzień w życiu, a dla nich nie znaczył kompletnie nic!
To nie jest tak, że wyobrażałam sobie nie wiadomo co. Nie oczekiwałam przyjęcia i świętowania do rana, ale z takiej okazji coś mi się chyba należy. Byłam przekonana, że dostanę kwiaty, może butelkę szampana albo ojciec zaprosi nas na obiad do restauracji. Tymczasem usłyszałam, że mam się przebrać, bo zupa już gotowa, a potem mam im pomóc na podwórku. Chwilę później plewiłam ogródek, bo nikt nie uznał za stosowne, żeby jakoś inaczej zorganizować ten dzień. Studiowałam i obroniłam się, ale to nic, bo życie toczy się dalej.
Nie wiem z czego to wynika. Pomyślałam sobie nawet, że wyszły z nich kompleksy, bo mama skończyła na maturze, a ojciec nawet tego nie osiągnął. Oni mogą z tego powodu czuć się gorsi ode mnie. Ale czy to moja wina? Czy nie zasłużyłam na jakiś prezent lub przynajmniej chwilę spokoju? Ani razu się w tym dniu nie uśmiechnęli, a ja żałowałam, że wróciłam do domu. Dumna z siebie jak nigdy, ale tylko do czasu przekroczenia progu.
Wiem od koleżanek, że ich rodzice zareagowali zupełnie inaczej. Były uściski, uśmiechy i ogromna duma. Jedna dostała w kopercie pieniądze na zasłużone wakacje, na inną czekał odświętny obiad, a jeszcze inna dostała nowego laptopa. Moi w ogóle się nie wysilili. Zupełnie tak, jakbym niczego nie osiągnęła i tytuł magistra spadł mi z nieba. A to było kilka lat ciężkiej pracy! Należy mi się przynajmniej jakiś gest. Strasznie mi popsuli humor, bo od nich oczekiwałam chociaż odrobiny sympatii.
Nigdy nie byli za bardzo wylewni, ale chyba niecodziennie ich dziecko zdobywa wyższe wykształcenie... Strasznie mnie to zdemobilizowało. Przez chwilę uwierzyłam, że jestem kimś i zrobiłam coś fajnego. Ale z takim nastawieniem najbliższych już wszystkiego mi się odechciewa!
Paulina