Zapadła już u mnie w szkole decyzja, że będziemy mieć studniówkę w połowie stycznia. Miejsce też wybrali. Już się trzeba decydować, a nawet zapłacić. Strasznie wcześnie. Ja nie byłam na to przygotowana teraz. Trójka klasowa przegłosowała jakiś pałacyk 50 km od miasta, więc nie dość, że miejsce drogie, to jeszcze za transport trzeba płacić. Wyszło 650 zł od pary. A jak ktoś idzie sam to 400!
Nie mam z kim iść, żeby rozłożyć kwotę na pół. Nawet jakbym miała, to głupio prosić zaproszoną osobę o dorzucanie się do imprezy. W tym momencie to w ogóle sobie nie wyobrażam, co mam z tym zrobić. Rodzice mówią, że nie dadzą mi teraz takich pieniędzy, a w styczniu możliwe, że też nie będą mieli.
Chyba czas się wycofać pod jakimś pretekstem, niż spalić się ze wstydu...
fot. Thinkstock
400 albo 650 zł to jest dopiero początek. Trzeba kupić sukienkę za kilka stówek pewnie, pasujących butów nie mam, torebki same duże. Wiem, że jeszcze wypadałoby kupić jakiś alkohol. Tysiąc mi nie wystarczy, a skąd ja niby mam to wziąć? W domu nigdy się nie przelewało, a przed świętami to już w ogóle jesteśmy na minusie. Bez kupowania jakichś drogich prezentów i organizowania Wigilii na 50 osób.
Myślałam, żeby pożyczyć od chrzestnej, ale jakoś tak głupio. Nie chcę jej stawiać w niezręcznej sytuacji. Nie wiem z czego oddam, a nawet jak będę miała, to będzie się krępowała wziąć. To już chyba naprawdę lepiej sobie odpuścić.
Znowu wyjdę na klasowego dziwaka, ale trudno. Jak komuś na nic nie brakuje, to mnie nigdy nie zrozumie.
fot. Thinkstock
Wszyscy się już zdeklarowali, wpłacili zaliczki i tylko na mnie wychowawczyni czeka. Już nie wiem co wymyślić, żeby dali mi spokój. Zawsze marzyłam o swojej studniówce, ale wiem, że i tak nie wyglądałoby to tak, jak chciałam. Może jakoś uda się zebrać kasę na wstęp, ale gdzie reszta? W byle czym tam nie pójdę. Żaden chłopak biedaczce też nie będzie towarzyszył.
Pieniądze szczęścia nie dają? Mnie by w tej sytuacji dały, ale można sobie pomarzyć. Nie znam nikogo, kto by opuścił takie wydarzenie, ale chyba nie mam innego wyjścia. Chce mi się płakać, jak o tym myślę.
Marta