Chciałam się wyżalić i prosić o radę. Rok 2013 był dla mnie jednym wielkim chaosem, od radości po wielki żal, po którym do tej pory nie potrafię się ogarnąć. Mam 25 lat. Życie towarzyskie, praca i zdrowie upadło – jestem już wrakiem. Myślałam, że jak daje się dobro, to ono wraca lub przynajmniej nie otrzymuje się tyle zła i chamstwa. Minęły już 4 miesiące od rozstania z chłopakiem, którego poznałam ponad rok temu. Niestety, nie ma dnia abym o nim nie myślała, nie tworzyła w głowie różnych scenariuszy. To dla niego zmieniłam siebie i moje życie, to dla niego wyprowadziłam się i zaczęłam pracę - stanęłam na nogi... Ale okazało się, że on był dla mnie wszystkim, a ja dla niego... zabawką.
Nie mam z nim żadnego kontaktu. Od rozstania on się nie odzywa i ja też nie. Rozstałam się z nim, bo czuję się gorsza przez jego byłą, ale najgorsze fakty wyszły później. Okazało się, że nigdy mu tak naprawdę nie zależało. Byłam tylko odskocznią. Cały czas miał kontakt z byłą i spotykał się z nią za moimi plecami. Przez całą naszą znajomość oszukiwał mnie: mówił że jestem wspaniałą dziewczyną, że mu bardzo zależy, że ma wielkie szczęście, że mnie poznał - to były czyste kłamstwa.
Zaufałam mu i oddałam mu swoje serce, cieszyłam się z każdego spotkania, z każdego telefonu. Poznałam go w najbardziej odpowiednim momencie moje życia, dawał mi wsparcie i siłę, to dla niego każdego dnia chciałam wstawać, iść do pracy i z utęsknieniem czekałam na każdy weekend żeby się zobaczyć z NIM.
Podobno nic nie dzieje się bez przyczyny i każda poznana osoba wnosi coś do naszego życia: fakt, jak go poznałam, to pomyślałam, że to dar i wielkie szczęście. Że to wielki przełom w moim życiu. Dzięki niemu zaczęłam się uśmiechać i walczyć o każdy dzień (wcześniej byłam w wielkiej depresji). Dzisiaj nie wiem i chyba nigdy nie zrozumiem dlaczego spotkałam go na swojej drodze… Został ból, żal i złość na samą siebie. Bo rozum mówił ze to „frajer i facet nie dal mnie”, ale serce przesłoniło te myśli. Dzisiaj wiem, że przez własna głupotę cierpię i mam za swoje. Nawet koleżanki mnie ostrzegały, że on się tylko mną bawi. Nie słuchałam i brnęłam w tę znajomość dalej. Dlatego mam do siebie wielki żal, że byłam taka głupia i naiwna. W głębi duszy miałam nadzieję, że on czuje to samo co ja lub wkrótce poczuje...
Najgorsze, że ta cała znajomość to było kłamstwo i iluzja, a ja byłam tylko elementem rozrywki w jego życiu. Dzięki mnie odrywał się od szarej rzeczywistości, a tak naprawdę nie byłam nigdy nikim ważnym dla niego, tylko ciągle mnie okłamywał/ Już nie mam łez – nawet jak się uderzę, albo coś, to nie potrafię płakać (chyba już wszystko wypłakałam). Najgorsze, że nie wyobrażam sobie dalej mojego życia. Jestem osobą dość nieśmiała i nie mam znajomych; przez ten rok to on wypełniał każdą wolną chwilę. A teraz zostałam sama ze sobą i wielkim żalem, bo czuję się jak idiotka, najgorsza debilka i ogólnie dno. Włożyłam wiele sił w ten związek żyjąc nadzieją na miłość. Ja się zakochałam, a on mnie zostawił jak najgorszą szmatę. Nie potrafię dalej już żyć, nie widzę sensu i jest mi strasznie przykro. Mam straszną ranę na sercu, że zostałam tak potraktowana jakbym była zwykłym zerem.
Jak mam dalej żyć, skoro moja samoocena i poczucie wartości spadły do zera. Ten facet ciągle mi powtarzał, że jestem „wyjątkową i niesamowitą dziewczyną”, że „ma wielkie szczęście, że mnie poznał”, że „jego znajomi bardzo mnie lubią”, że „lubi spędzać ze mną każdą chwilę, bo daję mu dużo radości”. Skoro byłam taka niesamowita to dlaczego tak się zachował Przestałam wierzyć w ludzi i że kiedyś spotka mnie jakiekolwiek szczęście... Nie potrafię się ogarnąć, tylko płacz, żal i najgorsze myśli. Moim problem jest też to, że zawsze byłam pesymistką. I nie potrafię się cieszyć z niczego. Wiem, że są ludzie, którzy mają gorzej, ale to mnie nie pociesza. Gdybym miała inny charakter i dużo znajomych, pewnie inaczej by mi się żyło, ale niestety...
Mam wiele innych problemów na głowie - praca, której nie cierpię, w której jestem poniżana, ale boje się ją zmienić, bo wiem jak jest teraz ciężko, a jestem po kierunku humanistycznym. Zdrowie też się sypie i od tego depresja, brak wiary w siebie, życie i ludzi. Jestem strasznie załamana i nie potrafię się podnieść. Na skończenie z sobą nie mam odwagi, na dalsze życie nie mam siły.
Dzięki, że mogłam to z siebie wyrzucić. Jeśli macie jakieś dla mnie rady, które potrafią zdziałać cuda, to błagam, napiszcie co mam z sobą zrobić...
Agnieszka