Jeszcze kilka takich słów i chyba roztrzaskam na głowie mojego chłopaka wszystko, co mam pod ręką. Myślałam, że nie mam na tym puncie żadnych kompleksów, ale tak się denerwuję, że coś jest na rzeczy. Zacznę od tego, że wychowałam się w bardzo małej miejscowości na wschodzie kraju. Kilkanaście domów, kościół, cmentarz, sklep i tyle. Wieś, jakich wiele w Polsce. Nie miałam z tym dużych problemów i nie wstydzę się swojego pochodzenia. Ale najbliższa osoba ciągle mi to wytyka.
Podobno to tylko żarty, ale mnie drażnią. Od półtora roku mieszkam w Warszawie, czyli jestem tzw. słoikiem. Przyjezdną z prowincji, która nic nie wie o życiu, wielkim świecie itd. Przyzwyczaiłam się do tego, bo ludzie tutaj mają na ten temat obsesję. Nie urodziłaś się w stolicy, to się nie wypowiadaj, bo tylko prawdziwi warszawiacy wiedzą, jak jest. To chyba wynika z ich kompleksów. Mój chłopak jest „czystej krwi warszawiakiem” i zdarza mu się powiedzieć do mnie „słoiku”, albo dać do zrozumienia, że jestem jakaś gorsza.
fot. Thinkstock
Nie obchodzi mnie, czy słoik ma być śmiesznym sformułowaniem. Dla mnie to brzmi tak samo źle, jak gdyby powiedział do mnie „ty wieśniaro”. O to samo przecież chodzi. A jak nie mówi wprost o tych nieszczęsnych słoikach, to inaczej we mnie uderza. Proponuję, że pójdziemy lub pojedziemy tędy, bo tak będzie najlepiej, ale on chce tamtędy. W końcu wie lepiej, bo jest warszawiakiem. Prowincjonalna dziewczyna musi się mylić. Na początku się śmiałam, a teraz chce mi się płakać.
Wydaje mi się, że to zwykły brak szacunku. Odwdzięczyłabym mu się słowami, że jest warszawskim cwaniakiem, ale nie bawią mnie takie wymiany ciosów. Niby mnie kocha, a ciągle rani takimi głupimi przytykami. Żeby nie było – powiedziałam, że to nie jest śmieszne i ma przestać. Co jakiś czas jednak mu się wymsknie. Obawiam się, że on naprawdę ma mnie za gorszą...
fot. Thinkstock
Czasami czuję się jak upośledzona. On mnie tak traktuje. Wszystko tłumaczy i najchętniej prowadziłby mnie za rączkę wszędzie. Podobno to żarty, ale skoro powiedziałam, że mnie drażnią, to dlaczego wciąż to się powtarza? To chyba podświadome i on rzeczywiście myśli o mnie, jak o kimś zacofanym i nieprzystosowanym do życia w mieście.
Nie wiem, sama tego po sobie nie widzę. Odnalazłam się tu, znalazłam przyjaciół stąd, nie gubię się w mieście i czuję się dobrze. Jeśli dla niego mimo to jestem wieśniarą, to chyba nie mam co myśleć o nim poważnie.
Karolina