Mam 16 lat i żadnego czasu wolnego. Może w weekend udaje mi się zobaczyć z koleżankami, a tak całe dnie mam zajęte. I tak mam ich coraz mniej, bo przestały mnie rozumieć. Sama siebie nie rozumiem. Mam poczucie, że rodzice za dużo ode mnie wymagają, ale nie potrafię nic z tym zrobić. Czasami wolę siedzieć cicho i spełniać ich zachcianki, żeby potem mieć chwilę spokoju. Nie umiem się sprzeciwić i zrobić coś po swojemu.
Zaczęło się chyba w przedszkolu, kiedy zapisali mnie na angielski, a potem na tańce. Sama chciałam, ale potem mi się znudziło, a i tak nie mogłam zrezygnować. Podobno nie można marnować talentu. Pieniędzy też, bo nie po to tak we mnie inwestują. Potem był jeszcze basen, zajęcia teatralne i tenis. Kiedy udawało mi się z czegoś wykręcić, to zaraz znajdowali mi nowe zajęcie.
Tak jest od zawsze. Niedługo będę pełnoletnia, a oni dalej traktują mnie jak małą dziewczynkę, którą trzeba do wszystkiego zmuszać. Mają gdzieś moje zainteresowania. Ważniejsze są ich chore ambicje. Oni mnie bezustannie tresują!
Te dodatkowe zajęcia to jest najmniejszy problem. Mają wpływ na wszystko inne. Jeszcze nigdy nie kupiłam sobie żadnego ubrania sama. Nawet jak coś mi się bardzo podoba, to mama znajduje powód, dlaczego jest to złe. Nie mam czegoś takiego jak własny styl. To jest ciągle ich wyobrażenie o tym, jak powinna wyglądać i zachowywać się ich genialna córeczka.
A ja wcale nie jestem genialna. W wielu rzeczach, do których mnie zmuszają, jestem po prostu przeciętna. Wtedy są pretensje. Nigdy nie pomyślą o tym, że może źle wybrali i do czegoś się nie nadaję. Wybierają nie tylko zajęcia, ale też przyjaciół dla mnie. Co tydzień przychodzi do mnie dziewczyna, której nie znoszę, ale jest córką koleżanki mamy. Ustaliły, że się zaprzyjaźnimy.
Musiałam dodać rodziców do znajomych na Facebooku, bo chcą wiedzieć, czy nie robię głupstw. Oczywiście, że nie robię, bo w ogóle nic już tam nie piszę. Przecież oni by to zobaczyli, a i tak za dużo ich w moim życiu.
Jestem niesamodzielna. Tak naprawdę nic nie potrafię. Nawet zrobić sobie zupy w proszku, bo mama przegania mnie z kuchni. Jeszcze coś sobie zrobię... Za to angielski znam perfect, potrafię tańczyć, mam dobrą kondycję i chodzę do porządnej szkoły za którą zapłacili. A ja bym wreszcie chciała poczuć, że żyję...
Nie chcę być ich pieskiem, którego mogą sobie tresować, a tak się właśnie czuję. Widzą, decydują i wybierają wszystko, co mnie dotyczy. Od tego można zwariować. Czasami chciałabym stąd uciec. Żeby chociaż przez chwilę dali mi spokój. Jestem za słaba, żeby spełniać ich osobiste ambicje.
Chcę żyć tak jak większość z Was!!!
Julia