Nie układa mi się z mężem. On jest nie do wytrzymania. Nie chce dawać mi pieniędzy, uważa, że są tylko jego, bo ja nic nie zarobiłam (ja nie mam pracy). Muszę go prosić, by mi na coś dał. Dziś powiedział, że nie będzie na mnie pracował całe życie, że nie będę miała tak dobrze. Powiedział też, że to on powinien być najważniejszy.
Żałuje mi nawet na jedzenie. Chcę iść jeszcze do szkoły - on mi to próbuje utrudnić. Jest mi z nim źle. Nieraz się kłócimy (potrafi wyzwać mnie od najgorszych) i często przez niego płaczę. Czuję się wykańczana psychicznie. Nie wiem, czy nie mam depresji, mam bardzo zmienne nastroje. Poza tym ostatnio jestem bardzo wybuchowa.
Jestem bardzo nieszczęśliwa w tym związku. Moim największym marzeniem jest mieć dziecko. Pragnę tego od 16 roku życia...
Niestety mój mąż zawsze ma wymówkę m.in. że nie ma na utrzymanie (mówi też, że on mnie tu nie utrzyma - w moim mieście,w swojej miejscowości twierdzi, że by utrzymał). Strasznie cierpię z tego powodu, że nie mam tego ukochanego maluszka. Dobija mnie, gdy widzę, że np. któraś znajoma z Facebooka spodziewa się dziecka lub gdy widzę młode matki z dziećmi - nawet zdarza mi się płakać.
Rozstawaliśmy się nie tylko będąc parą, ale i małżeństwem. Rok temu się pobraliśmy. Przed ślubem raz miał jedną wpadkę - zastosował wobec mnie przemoc fizyczną, a po ślubie było już tylko gorzej. Teraz żałuję, że wyszłam za Mateusza. To była najgorsza decyzja w moim życiu. Tak to po prostu bym zerwała i miałbym spokój, a tak to się męczę.
Strasznie się pogubiłam, tak jakbym nie wiedziała, co jest dla mnie dobre. Trudno mi od niego odejść, ale widzę, że to małżeństwo nie ma przyszłości. Dodam jeszcze że mąż ma 22 lata (ja mam prawie 20) i nie ma ochoty na seks, to co dopiero za kilka lat...
Laura