Podobno mam ładną buzię, jestem zgrabna, ale i tak czuję do siebie odrazę. Przez mój problem nie mogę na siebie patrzeć, ubieram się w jakieś łachmany, nie miałam nigdy chłopaka. Ktoś mi powie, że to tylko centymetry, a wszystko siedzi w głowie. Słyszałam to wiele razy, ale kto tego nie przeżył, ten nie ma pojęcia. Mój wzrost jest realnym problemem, który utrudnia mi dosłownie wszystko.
Przez to, że jestem taka wysoka (mam 185 cm wzrostu), zawsze wyglądam jak pokraka. Odruchowo się pochylam, żeby dorównać innym znajomym. Nawet kolegom, których większość jest niższa o 5-10 cm. Nie mogę iść do zwykłego sklepu i kupić sobie niczego ładnego. Czuję się jak monstrum, kiedy zakładam na siebie coś XXL, a i tak jest o kilka centymetrów za krótkie.
To samo z butami, bo stopy urosły do rozmiaru 44. Z takimi płetwami to mogę szukać szczęścia, ale chyba na męskim stoisku.
Spodni dla mnie po prostu nie ma. Jeśli są długie, to przy okazji strasznie szerokie. A ja jestem tylko wysoka, a nie gruba! Jeśli jakimś cudem znajdę szpilki w takim rozmiarze (zazwyczaj muszę zamawiać), to potem i tak ich nie zakładam. Bo po co? Żeby przewyższać wszystkich, nawet facetów, o głowę? Jedyny strój, który dobrze na mnie leży, to dres taty i adidasy do biegania. Nie wiem jak mogę się poczuć kobieco.
Podobno wszystko tkwi we mnie, w środku, wystarczy o tym zapomnieć i cieszyć się życiem. Próbowałam. Ciuchy to najmniej ważna sprawa. Ja przez to nie mogę znaleźć żadnego chłopaka. Jak już mi się jakiś podoba, to zawsze jest niższy. Jestem pewna, że gdybym miała kilka centymetrów mniej, to już dawno bym kogoś miała. Oni się mnie boją, bo jak by wyglądali u boku takiej wielkiej pokraki.
Wiecie co jest w tym najgorsze? Że ja to wszystko widzę. Czuję jak się odsuwają, bo nie chcą mieć z kimś takim nic do czynienia. Taka dziwna koleżanka od biedy może być, ale dziewczyna? Nie ma mowy.
Jeszcze gorsze jest to, że ja mogę sobie tylko ponarzekać i udawać, że nie ma problemu. Nic z tym nie zrobię, a im dłużej tak się czuję, tym bardziej siebie nienawidzę. W koszykówkę niestety nie lubię grać.
Kiedyś spotkałam chłopaka, który miał jakieś 2 metry i wiecie co od niego usłyszałam? Że jestem strasznie wysoka, chyba za bardzo, nawet dla niego. Tylko niech mnie nikt nie wysyła do psychologa, bo mama już mi tym podpadła. To nie jest kłopot, który sobie wymyśliłam z nudy. Efekty tego koszmarnego wzrostu widzę na co dzień.
Dzięki, że mogłam się wygadać. Zazdroszczę tym, którzy tego nie rozumieją.
Nika