Przez kilka lat mieszkałam w wynajmowanym mieszkaniu i było mi tam naprawdę dobrze. Niestety, to nie ja, ale właściciele wypowiedzieli mi umowę. Ich córka dorosła i chce się tam wprowadzić. Rozumiem, ale dla mnie to oznaczało rewolucję w życiu. Wreszcie znalazłam jakieś znośne lokum i 2 miesiące temu się przeprowadziłam. Sama, bo wtedy nikogo nie miałam. Teraz sytuacja się zmieniła i pojawiły się problemy. Chcę, żeby przeniosła się do mnie dziewczyna, ale okazuje się, że coś stoi na przeszkodzie.
Tak, jestem lesbijką i do tego stałą w uczuciach. Wcześniej byłam przez kilka lat w jednym związku. To nie ja zerwałam, ale mniejsza z tym. Teraz buduję coś nowego i wydaje mi się, że to jest to. Zaproponowałam jej wspólne mieszkanie dość szybko, ale to też ze względu na jej trudną sytuację. Chciałam być fair i zgłosić to właścicielom. To był chyba mój błąd, bo mogłam nic nie mówić.
Zadzwoniłam i mówię, że będzie dodatkowa lokatorka. Pewnie zwiększy się czynsz i rachunki, ale oczywiście biorę to na siebie. Zaproponowałam nawet aneks do umowy, żeby już wszystko było na papierze. No i zaczęło się wypytywanie, co to za dziewczyna i dlaczego tak. Nie chciałam się zwierzać, ale tak mnie przycisnęli, że użyłam słowa „partnerka”. Nagle cisza po drugiej stronie i wymyślanie powodów, dlaczego oni są przeciw. Twierdzą, że to mieszkanie dla jednej osoby i gdyby wiedzieli, to wynajęliby komuś innemu.
Absurd zupełny, bo to 2 pokoje i spory metraż. Pamiętam, że na początku nawet mnie pytali, kiedy wprowadzi się jakiś chłopak. Ale jak usłyszeli, że gustuję w kobietach, to im się zmieniło nastawienie. Moim zdaniem to jest jawna homofobia. Nie skomentowali mojej orientacji, ale jak inaczej nazwać robienie takich problemów? Co im w ogóle do tego…
Jestem wypłacalna, nie organizuję głośnych imprez i nikt się nigdy na mnie nie skarżył. Ja chcę żyć ze swoją dziewczyną. Nic strasznego nie będzie się tam działo. No i teraz stanęło na tym, że oni się zastanowią. Trwa to już chwilę i cisza. Dziwnym trafem już 2 razy przypadkiem na nich trafiłam przed blokiem albo widziałam, jak stoją samochodem pod oknem. Tak, jakby mnie sprawdzali, czy dalej mieszkam sama. Czuję się szykanowana i to wyłącznie z powodu orientacji. Gdybym przyprowadziła chłopaka, to na pewno nie byłoby żadnych kłopotów.
Co ja mam teraz zrobić? Nie mam siły szukać kolejnego mieszkania i znowu się przeprowadzać. Ale z drugiej strony, przecież nie dam sobie układać życia przez obcych ludzi. Nikt nie może za mnie decydować kogo kocham i z kim żyję pod jednym dachem. Nawet myślałam, czy tego gdzieś nie zgłosić, bo to ewidentna dyskryminacja.
Jola