Moja kuzynka zaręczyła się w Wigilię na moich oczach. Fajnie, życzę jej szczęścia. Szybko wzięli się za planowanie ślubu i jeszcze we wrześniu tego roku powiedzą sobie „tak”. Też fajnie, ale nie do końca. Dostałam zaproszenie, podobnie jak moi rodzice i rodzeństwo. Jesteśmy tym trochę przerażeni, bo sytuacja jest niecodzienna.
Obstawiałam, że wszystko odbędzie się w naszym mieście. Za szczyt ekstrawagancji uznałabym jakiś malowniczy zakątek Polski. Oni pojechali jeszcze bardziej grubo, bo ślub i wesele będą… w Hiszpanii. Jakaś malownicza miejscowość i ogólnie bajka.
Ale co teraz mają zrobić goście, ja się pytam?
fot. Thinkstock
Oczywiście w takim przypadku nikt nie zadbał o transport. Przecież nie wyczarterują samolotu dla 100 osób, bo aż tak bogaci nie są. Rodzinie narzeczonego powodzi się świetnie, ale bez przesady. Także goście zostali postawieni przed ścianą - albo wydacie majątek na transport, albo macie nas gdzieś.
Jestem na nich normalnie zła i myślę, że się przeliczą. Już widzę jak stare ciotki i ogólnie większość zaproszonych kupuje bilety lotnicze i organizuje sobie transport. Nie zadbali o nic! Także trzeba dolecieć do dużego miasta i stamtąd jeszcze się tłuc prawie 120 km nie wiem czym.
Sprawdzałam ceny biletów - tam nie latają akurat tanie linie. W przypadku mojej rodziny może chodzić nawet o kilka tysięcy złotych.
fot. Thinkstock
Po prostu tyle nie mamy. A nawet gdybyśmy mieli, to co z prezentem? Majątek na przelot, więc na resztę nie starczy. Za takie pieniądze to jestem w stanie zorganizować tygodniowe wakacje dla wszystkich, a tu chodzi tylko o przelot. Nie wiem co mam zrobić i moi rodzice też zgłupieli.
Zaraz się zacznie dopytywanie, kiedy potwierdzimy obecność, bo przecież musimy być. W końcu bliska rodzina i w ogóle. Wszystko to wydaje mi się lekko mówiąc bezczelne. Jak komuś odbija palma i chce mieć światowy ślub, to niech zadba o wszystko.
W tym przypadku o transport przede wszystkim!
Kaja