Jestem tegoroczną maturzystką. Większość egzaminów za mną, zostało już naprawdę niewiele. Nie powinnam mieć problemów z dobrym wynikiem. Wymarzyłam sobie studia i wiem co mam zrobić, żeby się na nie dostać. Mogę powiedzieć, że na razie jestem z siebie zadowolona i liczę na to, że mniej niż, 80-90 procent z żadnego egzaminu nie będę miała.
Powiedziałam o tym wprost moim koleżankom i one się na mnie obraziły! Podobno jestem zbyt pewna siebie i chyba mi odbiło, skoro uważam, że matura to nic takiego. One się niby uczyły od wielu miesięcy, a teraz nie liczą nawet na dobry wynik. Chcą tylko to zdać, bo podobno tak ciężko było. A ja nie powinnam się odzywać, bo je dobijam.
No tak, powinnam raczej jęczeć razem z nimi i użalać się nad sobą...
Denerwuje mnie taka postawa strasznie. To jak one się uczyły, że nic z tego nie wynika? Średnio rozgarnięty człowiek jest w stanie ogarnąć materiał w 2 miesiące i zdać prawie na maksimum. Wiem to po sobie, bo wcale nie jestem kujonką. Przyłożyłam się w okolicach lutego/marca i dzisiaj nie mam powodów, żeby płakać z bezsilności. Co trzeba umieć, to umiem i nie mam zamiaru się wstydzić mojej wiedzy.
W ich oczach jestem teraz tą najgorszą. Podobno się przechwalam, bo w końcu głupi ma zawsze szczęście. Na pewno cudem trafiłam akurat na te tematy, które mam opanowane. One miały pecha i teraz mam je wspierać, a nie mówić o swoich sukcesach. Bardzo ciekawe... Może to wcale nie pech, ale zwykłe lenistwo i brak wiedzy?
Tak się zachowuje większość maturzystów. Najpierw olewanie wszystkiego, a potem płacz, że nie wyszło. Chce mi się tym rzygać.
Nie wiem ile dokładnie dostanę punktów, może wcale nie będzie tak świetnie. Ale źle też na pewno nie będzie. Nie mam zamiaru teraz chodzić znerwicowana i narzekać, jak tylko ktoś zapyta o maturę. One to uwielbiają... Takie użalanie się nad sobą – strasznie trudne testy, błędne pytania, nauczyciele którzy się uwzięli itd. Po co w ogóle się odzywać, jak się nie ma nic do powiedzenia.
Własną głupotę lepiej ukrywać, niż się nią tak chwalić. Potem się dziwić, że starsi mają o nas taką opinię, jak ciągle nam coś nie pasuje. Chyba od dawna wiedziały, że czeka je matura, to mogły się wziąć za naukę. Teraz najlepiej oskarżać wszystkich, tylko nie siebie. I czepiać się mnie, że mam dobry humor.
Czy ktoś coś z tego rozumie? Nie przesadzajmy, że matura to aż taki dramat...
Marcelina