Agata w pewnym momencie zaczęła traktować mnie jak rywalkę, choć ja nigdy z nią w niczym nie rywalizowałam i nie brałam udziału w żadnej chorej grze. Za każdym razem kiedy chciała wykazać się przed kierowniczką, ja po prostu odpuszczałam i dawałam jej pole do popisu. Byłam zadowolona z obecnego stanowiska i nigdy nie myślałam, że mogłabym być kimś więcej w tej firmie. Jednak Agata czuła się silna i kierowała się zasadą „po trupach aż do celu”.
Los chciał - a właściwie to pech chciał, że dotychczasowa kierowniczka z racji swojej ciąży poszła na zwolnienie. I wtedy zaczął się mój koszmar. Stanowisko kierowniczki objęła właśnie Agata. Już nie byłyśmy koleżankami, które po pracy spotykały się na kawę, już nie jeździłyśmy razem na basen, a nawet nie rozmawiałyśmy. Jej stosunek wraz ze zmianą stanowiska diametralnie się zmienił. Rozmawiałyśmy tylko na tematy związane z pracą, chociaż nie – to ona prowadziła monolog ku mojej osobie – wydawała polecenia, które w trybie natychmiastowym miały zostać wykonane.
To nie była rozmowa jak człowiek z człowiekiem, to były krzyki, awantury i płacz z mojej strony. Nie dawałam rady… Apogeum nastało dziś. Jak zwykle o to samo, wszystko źle, jestem najgorsza. Mam dość i chcę odejść z tej firmy jak najszybciej!
„Szanuj siebie i odejdź od tego co Ci nie służy, nie rozwija i nie daje Ci szczęścia”. Wybaczcie, musiałam się wygadać. Co byście zrobiły na moim miejscu?
M.
Super, rzeczywiście. Do tego czasu jeszcze jakoś dawałam radę i ciągnęłam od miesiąca do miesiąca. Jednak z czasem robiło się coraz gorzej. Agata za każdym razem czekała na moje potknięcie, na jakiś maleńki błąd, który mogłaby odhaczyć i przekazać dalej. Z racji tego, że ja idealna nie jestem nie długo musiała na to czekać. Zdarzało się, że spóźniałam się do pracy o całe 10 minut (tak, jestem śpiochem), a zadania, które miałam powierzone nie wykonywałam już z takim zapałem i uśmiechem jak wcześniej.
Wszystko zaczęło mnie dołować, a w głowie jedno wielkie „Boże, gdzie ja jestem?!”. Każdy mój błąd, gest, mina, cokolwiek było przekazywane wyżej, tj. do samego prezesa. Prezes w firmie bywał raz na tydzień, z racji tego, że mieszkał na drugim końcu Polski. Wyobraźcie więc sobie, jaki horror przechodziłam każdej środy. Było mi wypominane wszystko – każdy smutek, grymas na twarzy, każda minuta spóźnienia i wiele innych rzeczy, które po prostu były zmyślone, kosmos!