Mam straszny problem z pracą. To się staje tak nieznośne, że sama zaczynam się nienawidzić. Nie wystarczy, że inni mają mnie serdecznie dosyć... Nie z mojej winy, bo do tej pory byłam bardzo lubiana w firmie, jestem kompetentna, znam się na rzeczy i dlatego awansowałam. Właśnie ten awans wszystko popsuł. Kolega, który uważa, że powinien być na moim miejscu, zaczął mi uprzykrzać życie. A ja nie mam nad nim aż takiej przewagi, żeby zrobić z nim porządek. Efekt jest taki, że dobrze zarabiam, ale co noc płaczę do poduszki.
W firmie jesteśmy od tego samego momentu, bo przyjęli nas w jednej rekrutacji. Ja zaszłam dalej, niż on i zaczęło się piekło. Kiedy tylko dowiedział się, że przechodzę na wyższe stanowisko, wysłał do szefa anonimowego maila! Napisał w nim, że „ślizgam się na plecach innych pracowników”, „brak kompetencji zasłaniam urokiem osobistym” i „firmie przyniesie to wymierne straty”.
Na szczęście szef zwietrzył podstęp i po roku jest zachwycony moją postawą, ale kolega dalej nie jest przekonany. Pozwala sobie na coraz gorsze świństwa.
Kilka miesięcy temu padłam ofiarą paskudnej plotki. Po biurze rozniosło się, że jestem w ciąży. Wszyscy byli zszokowani, bo wiedzieli, że aktualnie jestem singielką. Gdybym się z kimś spotykała, to na pewno któraś z koleżanek by wiedziała. Czyli zaszalałam z jakimś obcym facetem i wpadłam. Długo mi się przyglądali, aż wreszcie jedna nie wytrzymała i zapytała. Przysięgałam, że to bzdura. Po tygodniu ta sama osoba pyta dlaczego to zrobiłam. Mogłam się przyznać, dałabym sobie radę. Usłyszała, że zrobiłam sobie skrobankę!
Musiałam długo na nią naciskać. Dopiero na dzień przed jej odejściem z pracy (wyjeżdżała za granicę) przyznała, że to od niego usłyszała tę plotkę. Wiadomo o co chodzi – najpierw próbował się mnie pozbyć, bo szef mógłby się przestraszyć ciąży i wylać mnie, zanim poszłabym na zwolnienie. Jak to nie przyniosło efektu, to przynajmniej mnie oczernił. I to w najgorszy możliwy sposób, bo zostałam morderczynią nienarodzonych dzieci.
Jest bezwzględny, ale jedno mu trzeba przyznać – jest też bardzo sprytny. Nic mu nie udowodnię, a pozwala sobie na coraz więcej.
Jestem pewna, że to on zrzucił mój monitor z biurka, kiedy byłam w toalecie. Roztrzaskał się w drobny mak, ja odpowiadam za sprzęt, więc obcięli mi pensję z tej okazji. Nawet nie chce mi się wspominać o płaszczu, który ktoś oblał klejem, spinaczach wsypanych do kawy itd... Nie wiem do czego on się jeszcze posunie, żeby mi zniszczyć karierę, zdrowie i psychikę.
Chciałabym postawić sprawę jasno, nawet próbowałam. On się zarzeka, że to nie on. Skąd to wszystko? Zwariowałam, mam obsesję i wszystko sobie wymyśliłam. O rozmowie z szefem nie ma mowy, bo to wyglądałoby żałośnie. Dorosła kobieta skarży się na dorosłego kolegę. Jak w przedszkolu. Skoro nie radzę sobie z jednym pracownikiem, to pewnie się nie nadaję do tej roboty.
To co ja mam zrobić? Zwolnić się, żeby on miał satysfakcję? Jeszcze chwila i nie będzie wyjścia!
Grażyna