Moja historia zaczęła się 5 lat temu. Typowe: zauroczył mnie chłopak, a po kilku latach zrozumiałam, że muszę powiedzieć STOP. Tak też zrobiłam... Choć było to trudne. Zaczęłam wtedy nową pracę, więc był to idealny moment na zamknięcie tej sprawy. Poznałam wielu wspaniałych ludzi. Przestałam szukać i... sama zostałam odnaleziona.
Minął miesiąc odkąd zaczęłam pracę w pubie niedaleko centrum miasta. Klienci - których swoją drogą bardzo polubiłam - poprosili mnie bym zamknęła lokal od wewnątrz i posiedziała z nimi przy stoliku, jak człowiek. Zgodziłam się. Jeden z nich zapytał, czy może do nas dołączyć jego przyjaciel, bo właśnie wraca z koncertu...
Nie chciałam im podpaść, więc poinformowałam, że nie ma problemu. Po czasie, jakiś facet zaczął mi się dobijać do drzwi, poszłam zobaczyć kto to. Stał tam wysoki, szczupły mężczyzna z zarostem i ognikami w jasnych oczach. To był właśnie Filip - chłopak na którego czekaliśmy. Siedzieliśmy razem przy stoliku, wygłupialiśmy się... Filip zdawał się być strasznie arogancki, a takich ludzi nie cierpię! Spotkanie się skończyło. Później nie zauważyłam nawet tego, że zaczął częściej odwiedzać pub, że mnie obserwuje...
Pewnego pechowego dnia, jeden z klientów natarczywie mnie podrywał, chciał mnie odprowadzić do domu, zdobyć mój numer. Bałam się go, miałam daleko do domu, było ciemno, śnieg i musiałam iść przez park. Podeszłam do Filipa i zapytałam, czy może udawać, że mnie odprowadza. Zapytał, czy może mnie odprowadzić na serio. Co mogłam odpowiedzieć? Pozwoliłam mu. Od tamtego dnia odprowadzał mnie codziennie. Przychodził specjalnie zaraz przed zamknięciem i pilnował by mi się nic nie stało.
Dokładnie rok temu także mnie odprowadził, krążyliśmy wokół siebie przez 3 godziny pod moim domem rozmawiając o wszystkim. W końcu nadszedł czas pożegnania. Gdy nasze usta dzielił milimetr pomyślałam sobie „jak nie ten, to się poddaje”. Ten związek był krótki, trwał zaledwie 2 równe miesiące, ale niczego nie żałuję. Wyczuwał kiedy moje myśli zbiegały na zły tor i czułam się źle, wtedy całował mnie w czoło i ogarniało mnie uczucie bezpieczeństwa. Jestem osobą, która na ogół jest wesoła, ale każdy z nas ma takie dni, że dopadnie go tzw. „dół”... Tylko On potrafił poprawić mi humor. Uczucie mentalnej zadyszki lub bezdechu przy nim nie istniało, mogłam zaczerpnąć porządny haust świeżego powietrza. Wiem... brzmi to banalnie i filmowo, ale nic na to nie poradzę - tak właśnie było. Przed każdym spotkaniem czułam przyjemne mrowienie, uśmiechałam się nawet przez sen. Czy to była miłość?
Może... Nie wiem. Nie wiem, jaka jest definicja miłości. Nie wiem co wtedy człowiek czuje. Po dwóch miesiącach zerwaliśmy. Dlaczego? Powiedział mi, że dalej kocha swoją byłą dziewczynę. Wiedziałam, że był z nią długo, że bardzo wiele czasu zajęło mu poskładanie się do kupy. Myślałam, że te 2 lata były wystarczającym czasem na „naprawienie się”, najwidoczniej tak nie było. Kiedy tylko się rozstaliśmy moi przyjaciele byli w stanie mi powiedzieć prosto w oczy, że on starał się mnie przeobrazić w Kasię - jego eks. Bardzo to przeżyłam.
Przez 3 następne miesiące byłam wrakiem człowieka. Póki świeciło słońce, dawałam sobie radę, ale po zmierzchu... rozpiłam się, zamknęłam w sobie. Był to ciężki okres, ale w końcu dałam sobie z tym radę. Próbowałam naprawić nasze relacje, nie spotykamy się często, ale wiem, że lek tkwi w małych kroczkach. Zaczęłam nową pracę. Teraz jestem szczęśliwa. Jestem szczęśliwa, ale... samotna.
Jeżeli ktokolwiek przeczytał moją historię do końca... Napisałam o tym, bo nie miałam odwagi opowiedzieć o moich uczuciach co do tego krótkiego momentu w moim życiu nawet moim przyjaciołom. Ostatnio coś we mnie pękło - nie wiem dokładnie co - postanowiłam w końcu to z siebie wyrzucić. I jeszcze jedno... Tak. Można być szczęśliwym i jednocześnie czuć się samotnym. Trzeba tylko nauczyć się przyjmować tę samotnośćcodziennie do swojego domu, wieczorami kłaść się koło niej w łóżku i przede wszystkim ją zaakceptować, bo ona wiele jest w stanie człowieka nauczyć.
Serdecznie pozdrawiam,
Zosia