Nie pisze tu by się radzić, szukam pocieszenia, może ktoś tu miał tak samo. Może od początku: studiuję, jestem na roku z pewnym chłopakiem, od jakiegoś czasu kumplowaliśmy się. Poznając go bliżej stwierdziłam, że jesteśmy praktycznie identyczni, te same gusta, upodobania, bywamy (nie umawiając się) w tych samych miejscach, jesteśmy w tym samym kręgu znajomych. Pan X zorientował się, że „pałam do niego sympatią bardziej niż inni”. Pomyślałam - czemu nie spróbować?
Przez krótki czas był na tak, ale pojawiła się konkurentka o którą on zaczął się ostentacyjnie starać. Ja oczywiście poszłam w odstawkę. Teraz już nie mamy prawie kontaktu, a widujemy się kilka razy dziennie.
Zastanawiałam się, czemu tak się stało i doszłam do wniosku, że mam duże braki. Nie, nie jestem zapuszczonym wielorybem. Obiektywnie mówiąc, obie jesteśmy ładne, obie kładziemy nacisk na wygląd zewnętrzny, ale jest jedno „ale”; ona jest powszechnie lubiana, aprobowana, ma grono lizusów, pod względem studiów wszystko się jej udaje, ja niestety nie umiem tak się lansować.
Tak, przegrałam z ideałem. Wcześniej ta dziewczyna była mi obojętna, teraz sama jej obecność i plotkowanie ludzi na ich temat mnie denerwuje, Jestem po prostu zwykłą dziewczyną, która ma swoją paczkę koleżanek, własne hobby. Niestety, nie staram się być na siłę pomocna dla każdego.
Nie chcę być Polakiem-cebulakiem, ale prawda jest taka, że zżera mnie zazdrość jak widzę ich razem. Szybko mi to nie przejdzie bo należę do osób stałych w uczuciach.
Tak się składa,że idę na tą sama domówkę w Sylwestra i zastanawiam się czy w ogóle iść, bo po co miałabym się denerwować na jego widok...
T.P.