Muszę to z siebie wyrzucić i puścić dalej, bo płakanie do poduszki już nie pomaga. Trwa to 3 lata… Jeśli chcecie więcej szczegółów, proszę pytajcie - tekst jest napisany spontanicznie pod wpływem emocji, więc dla osoby, która będzie go czytać o 9 rano w biurze może być chaotyczny.
Jestem kochaną i zupełnie sobie z tym nie radzę. Historia ta ma swój początek w roku 2013. Jesień. Przeprowadzka do nowego miasta była ucieczką przed dotychczasowym życiem, które mnie nie satysfakcjonowało. Nowe miasto i nowe wielkie nadzieje na ciekawszą przyszłość – mój pierwszy krok do mojego piekła. Tu mnie nikt nie znał, nikt nie oceniał, tu chciałam spróbować wszystkich tych zakazanych moralnie rzeczy. Pierwszy krokiem dla urozmaicenia życia była wizyta na stornie internetowej w stylu „szukam sponsora”.
Była to moja fantazja - seks za pieniądze. Banalna sprawa – parę wiadomości, szybkie odpowiedzi i wymiana zdjęć już z tym wybranym. Pierwsze spotkanie. Przyszłam po setce jakiegoś trunku na rozluźnienie… Moja fascynacja zaczęła mnie przytłaczać. Włączył się tryb samoobronny moralności, który tak bardzo chciałam zagłuszyć. „Carpe Diem”, kiedy jak nie teraz, przecież zaraz poznam ludzi, wejdę w jakieś nowe środowisko, teraz jestem wolna – myślałam.
fot. Thinkstock
Facet – no coż spodziewałam się przystojniejszego, ale jego uśmiech zachęcił do rozmowy. Było miło… Gadanie o niczym, bo przy tego typu relacji nie chcesz, aby ktoś cię poznał naprawdę. Powiedział, że jest w separacji i właśnie zaczyna się sprawa rozwodowa stąd znalazł się na portalu, mojej odpowiedzi nie pamiętam. Nie poszliśmy do łóżka tamtej nocy, ani przez kolejnych kilka spotkań też nie. Spotykaliśmy się. Nie wzięłam od niego nigdy pieniędzy, nie umiałam….
Polubiłam go i chciałam aby on polubił mnie. Romans kwitł. Jego rozwód? Nie pytałam, nie czułam się upoważniona, a zaszczycona, że sam zdradza mi sekrety swojego życia. Pierwszy sygnał, że należy skończyć tę relację pojawił się jak o naszej znajomości dowiedziała się jego żona. Nie byli w separacji, nie było sprawy rozwodowej… Pierwszy cios w policzek. I co? Nic… Byłam już po uszy zakochana, wiem, że jemu też zależało na mnie. Wyprowadził się z domu. Sielanka trwała dalej, wpierałam go. Bał się żony, ale mówiłam mu, że relacje między nimi można unormować, jest teraz wściekła, ale skoro się nie kochają to nie ma sensu być razem jako małżeństwo, a mogą się zakolegować i spełniać się osobno.
fot. Thinkstock
Żony boi się do dziś, do dziś również się nie rozwiódł… Wiem, że chodzi o pieniądze i rodziny, które finansowo są „powiązane”. Wiem, że boi się stracić to na co pracował tak długo sam. Zostawiał mnie dwa razy, kłamał. Pierwsze rozstanie skończyło się moją przeprowadzką do innego miasta – za pracą. Drugie, przepłaciłam wizytą u psychiatry i antydepresantami. Chciałam umrzeć.
Wrócił. Ja szczęśliwa i jeszcze bardziej zakochana. „To już musi być miłość”. Tym razem on już wie, że tylko mnie kocha. Wynajęliśmy razem mieszkanie, bo bywa tu w interesach. A z czasem znów staję twarzą w twarz z rzeczywistością. Wrócił, bo mnie potrzebował, bo wie, że nikt jak ja nie będzie go wspierać, słuchać, szanować i kochać. Oddałam mu całą swoją miłość, co wykorzystuje… Teraz znów jest po kryzysie w firmie, teraz wraca wszystko do normy, a ja znowu zaczynam się bać powtórki. Jestem kochanką i zupełnie sobie z tym nie radzę.
A.