Niektorym mój problem może wydawać się niczym, ale mi blokuje szczęście i pełną swobodę... Zacznę tak... Byłam dosyć pulchnym dzieckiem. W okresie dojrzewania waga się ciągle powiększała. Wpadłam w nałóg cięcia się żyletkami, później długo wymiotowałam... Problemów było coraz więcej, mimo tego, że moja grupa rówieśnicza mnie lubiła i akceptowała. Miałam mnóstwo przyjaciół i chłopaka.
Potem przyszła studniówka, piękna suknia szyta na zamówienie, długa, A-kształtna żeby jak najwięcej ukryć. Wyglądałam naprawdę ładnie, jak księżniczka. Szkoda tylko, że ta księżniczka ważyła już prawie 80 kg przy wzroście 170 cm.
fot. iStock
Przed maturą przekroczyłam już tę pełną liczbę. Egzaminy poszły dobrze ale tusza została... Najdłuższe wakacje w swoim życiu poświęciłam na dalszą naukę i ćwiczenia. Zrzuciłam 20 kg. W trakcie pierwszego roku studiów schudłam jeszcze więcej. Ważyłam 63 kg. Spora różnica, którą każdy zauważał. Byłam z siebie dumna.
Potem kolejne wakacje, kolejny rok studiów... stres i problemy - spadłam do 58 kg. Znajomi powtarzali mi, że wyglądam już źle, że muszę zacząć coś robić. Rodzice dokarmiali i zaczynali się martwić. I taki stan utrzymywał się aż do pewnego momentu. Zmieniłam otoczenie, znalazłam pracę, zaczęłam być bardziej szczęśliwa i wróciłam do 62 kg. Może się Wam wydawać, że to żart, 4 kg, niewiele... dla mnie to cały świat.
fot. iStock
Ciągle odbiera mi to wolność umysłu, ciągle wracam myślami do sylwetki jaką miałam ważąc trochę mniej. Próbuję, ale nie potrafię do niej wrócić - zaczęłam leczenie hormonalne i nie jest lekko.
Moje pytanie brzmi - czy uważacie mnie za osobę grubą? Stojąc przed lustrem widzę walki tłuszczu, fałdy i cellulit... Nie wiem już czy to moje wymysły czy prawdziwy obraz. Powiedzcie czy ważę zbyt dużo...
Anonim