Jestem w drugiej klasie liceum i chyba wszyscy, którzy to przeżyli, wiedzą jaka to męczarnia. Lubię się uczyć, nigdy nie miałam z tym większego problemu, ale ilość materiału jest przerażająca. Praktycznie nie mam żadnego innego życia poza szkołą. Śpię, idę na lekcje, potem zajęcia dodatkowe, wracam, odrabiam zadania, uczę się i tak w kółko. Raz na miesiąc mam wolny weekend, żeby nic nie robić. Nie użalam się nad sobą, bo wiem, że to mi się opłaci. Mam problem z czym innym.
Strasznie denerwuje mnie niesprawiedliwość. Nie znoszę jej, czegokolwiek by nie dotyczyła. A w szkole właśnie coś takiego mnie spotkało. Ja kuję całymi dniami, udzielam się, zdobywam dobre oceny i dzięki temu zdaję do następnej klasy z dobrymi wynikami, a inni nie robią nic i osiągają to samo. Moja koleżanka z klasy jest tego najlepszym przykładem, bo jest strasznym nieukiem i świetnie sobie radzi. Tylko dlatego, że jest biedna.
fot. Thinkstock
Bardzo jej współczuję, bo znam jej sytuację. Ojciec alkoholik, którego udało się wreszcie wyrzucić z domu, matka, która ma teraz całą rodzinę na głowie, czwórka rodzeństwa, w tym dwoje bardzo małych dzieci. Bieda aż piszczy, ale jakoś sobie radzą.
Rozumiem, że sama ma dużo na głowie, bo jak mama chce sobie gdzieś dorobić, to ona się opiekuje tymi dziećmi, sprząta, gotuje i nie wiem co jeszcze. Dobrze, że tak odpowiedzialnie do tego podchodzi. Ale czy to ją w czymś usprawiedliwia? Myślałam, że szkoła nagradza wiedzę i zaangażowanie i nie daje niczego na kredyt. Ona zdaje wszystko jak leci, nawet jak nic nie wie.
Nauczyciele nie biorą jej nawet do odpowiedzi, bo wiedzą czym to się skończy. Sprawdziany w cudowny sposób tak jej naciągają, że zawsze wyjdzie z 4 albo 5.
fot. Thinkstock
To nie są moje przypuszczenia, ona nawet się tym chwaliła. Podobno bardzo nam współczuje, że musimy się tyle uczyć, ale ona jest w trudnej sytuacji, nie ma tyle czasu i nauczyciele to rozumieją. Czy to jest sprawiedliwe? Niektórzy się starają i nie mają tak dobrych ocen jak ona. Wiem, że to wszystko wreszcie wyjdzie na maturze, ale i tak jestem z tego powodu wściekła.
Słabszych trzeba chronić, ale chyba nie w szkole? To jest po prostu nie fair i coraz więcej osób w klasie to mówi. Aż mnie korci, żeby zrobić z tego jakąś aferę!
Przesadzam? Nie wydaje mi się.
Kaja