2 miesiące temu urodziłam dziecko i myślę już o chrzcinach. Może nie jestem jakoś bardzo związana z Kościołem, ale nie mam zamiaru rezygnować z tej tradycji. Nikomu korona z tego powodu nie spadnie. Zawsze to okazja do rodzinnego spotkania. No i synkowi będzie w przyszłości łatwiej (religia w szkole, komunia, ślub itd.). Na razie nie zajmuję się szczegółami, bo zaczynam od wyboru rodziców chrzestnych.
Ustaliliśmy z mężem, że on wybiera ojca, a ja matkę. Dla niego to nic skomplikowanego, bo ma jedynego brata, który na dodatek świetnie sobie w życiu radzi. Jestem zadowolona z tego wyboru. Ja mam siostrę, a nawet dwie, ale według mnie żadna z nich nie nadaje się do tej roli. To dziewczyny mało poważne, lekkoduchy, bez jakichś większych perspektyw.
Dla mnie to oczywiste, że na chrzestną chcę kobietę, która w razie czego byłaby w stanie pomóc. Siostry tego nie gwarantują.
fot. Thinkstock
Podejrzewam, że obie teraz biją się z myślami, którą z nich wybiorę. Nie podejrzewają nawet, że żadną i zacznę szukać poza rodziną. Ale to chyba moja decyzja i mam prawo zrobić cokolwiek, prawda? Rozumiem, że taki jest zwyczaj, ale to przecież nie jest sztywny przepis. Chrzestna ma być odpowiedzialną osobą i nie muszą mnie z nią łączyć więzy krwi. Szkoda, że inni tego nie rozumieją.
Już kilka osób mnie pytało, czy zdecydowałam, którą z sióstr o to poproszę. Pominęłam to milczeniem, bo aż nie chce mi się tłumaczyć. Gdyby były rozgarnięte, to z ogromną przyjemnością. Ale nie są. Ciągle pakują się w kłopoty i trzeba im pomagać. Same problemy z nimi, więc po prostu się do tego nie nadają. Kocham je, ale to nie zmienia faktu, że mam o nich krytyczną opinię.
Wśród koleżanek znajdzie się jakaś bardziej godna zaufania.
fot. Thinkstock
Powtarzam, że tu nie chodzi o jakąś zemstę, zagranie im na nosie czy pokazanie, że mam je gdzieś. Siostry są dla mnie bardzo ważne. Ale synek jeszcze bardziej i zwyczajnie chcę zadbać o jego przyszłość. Fajnie jest mieć chrzestną, która się interesuje, kupuje prezenty, jest wsparciem. Obawiam się, a nawet jestem pewna, że one temu nie podołają. Tylko i aż tyle. To moja jedyna motywacja w tej chwili.
Boję się trochę przeciwstawić tradycji, bo wiadomo, że ludzie będą gadali. One też się mogą obrazić. Ale chyba czas pokazać charakter i zrobić coś wreszcie po swojemu. Mąż popiera mój tok rozumowania, a nawet mi już podpowiedział jedną kandydatkę. Więc chyba nie tylko ja tak patrzę na tę sprawę.
Co Wy o tym myślicie?
Ewa