Coś takiego mogło się przydarzyć chyba tylko mnie. Od kilku dni nie chce mi się jeść, nie mogę spać, bo wciąż rozmyślam nad tym, co się stało. Niektórzy mogą się z tego śmiać, ale dla mnie to prawdziwa kompromitacja, która długo się będzie za mną ciągnęła. Nie wiem jak do tego podejść, żeby nie oszaleć. A tym bardziej, jak odzyskać twarz, którą straciłam. Jest mi przykro, że nikt mi o tym nie powiedział i wyszłam na obrzydliwą dziewuchę.
Przegrałam wszystko, co było do przegrania. Bardzo długo starałam się o to, żeby pewien chłopak się mną zainteresował. Wreszcie namówiłam go na spotkanie i było fantastycznie. W rewanżu on zaprosił mnie na imprezę, którą organizował jego przyjaciel. Nawet się nie zastanawiałam. Od razu powiedziałam, że z przyjemnością z nim pójdę. Naprawdę tak czułam. Szkoda tylko, że to był początek mojego końca. Teraz wszyscy będą mnie kojarzyć z czerwonym kleksem.
W sobotę obudziłam się z kiepskim samopoczuciem. To były te dni. Spodziewałam się tego, ale dlaczego organizm nie mógł poczekać chociaż jednego dnia? Mój wrodzony pech. Mimo wszystko pod wieczór zaczęłam się szykować. Krwawienie prawie ustąpiło, więc myślałam, że mam to z głowy. Stojąc przed szafą zupełnie zgłupiałam. Chciałam dobrze wypaść, a ulubiona sukienka okazała się poplamiona, zwykłe jeansy nie wchodziły w grę... Wreszcie założyłam jasne spodnie, które wyjątkowo dobrze leżą. Pod nie chłonna podpaska i jestem gotowa. Finał jest do przewidzenia.
Na imprezie bawiłam się świetnie. Nic mnie już nie bolało, więc mogłam zaszaleć. Poznałam jego znajomych, on wydał się jeszcze bliższy, więc było jak w bajce. Dopiero po 2-3 godzinach poszłam do toalety i zobaczyłam, co się stało. Znowu krwawiłam. Tak intensywnie, że czerwona plama wydostała się na spodnie. I tak nieświadomie paradowałam z czerwonym kleksem na tyłku. Wszyscy musieli to widzieć, ale nikt nie dał mi znać.
Wybiegłam z łazienki i wyszłam z domu tego znajomego. Nawet nie miałam się jak pożegnać. Wsiadłam w taksówkę i zapłakana wróciłam do siebie. Następnego dnia zobaczyłam na Facebooku, że chłopak polubił zdjęcie jego przyjaciela... Wiecie co przedstawiało? Mnie szalejącą na parkiecie z czerwoną plamą. Szybko do niego napisałam, żeby usunęli fotkę, a w odpowiedzi dostałam „hehehe, dobra, dobra”.
Mają z tego niezły ubaw. Wszyscy musieli to widzieć na imprezie. A jeśli nie, to teraz mogli się przyjrzeć. Straciłam chłopaka, nowych znajomych i wstyd mi wyjść z domu. Nie potrafię tego obrócić w żart, bo zachowali się podle. Zresztą, co z tego. To ja dałam plamę. I to dosłownie. Czy można się bardziej ośmieszyć?
Marta