Piszę ten list, ponieważ nie potrafię poradzić sobie z pewnym problemem i chciałabym poznać opinię osób obiektywnych, choćby miała ona być bardzo gorzka... Nie ukrywam jednak, że liczę na Waszą dużą dozę empatii. Zacznę od tego, że chodzę z B. od 2,5 roku. Na studia poszłam do innego miasta, niż to, w którym on studiuje, więc nie widujemy się bardzo często, ale jakoś tak od 1,5 roku prowadzimy taki związek na odległość. Na początku naszego związku było oczywiście cudownie, lecz później stopniowo wszystko zaczęło się psuć. Teraz już zupełnie nie dba o to, co nas łączy.
Właściwie odnoszę wrażenie, że w ogóle go już nie obchodzę, ale nie chce się jak na razie ze mną rozstać, bo... boi się samotności? A może po prostu przywykliśmy już do siebie do tego stopnia, że myślimy, że tak musi być? Nie wiem. W każdym razie czuję się przez niego zaniedbywana. Dzwoni rzadko. Ja czasem zadzwonię, jednak chciałabym, żeby to on przede wszystkim o mnie zabiegał, niż żebym to ja o niego walczyła. Kilka miesięcy temu poznałam pewnego chłopaka. Krótko mówiąc, uświadomiłam sobie kilka dni temu, że chyba się w nim zakochałam. Jest całkiem inny od mojego aktualnego partnera. Całkiem.
Mimo, że nie jestem jego dziewczyną, to jest wobec mnie bardzo opiekuńczy, troskliwy i cudowny. Myślę, że nigdy w życiu nie zaznałam tak dużej ilości ciepła od drugiego człowieka. Łączy mnie z nim więcej niż z B., chociażby to, że mam z nim więcej wspólnych znajomych po kilku miesiącach, niż z B. po 2,5 roku. Poza tym żyjemy w tym samym środowisku, studiujemy na tej samej uczelni, itd.
Od kilku dni jestem całkowicie rozerwana wewnątrz. Nie potrafię normalnie funkcjonować. Cały czas jest mi słabo, niedobrze, źle. Powinnam skupić się teraz na sesji, ale jakoś nie mogę. Nie mam pojęcia, co powinnam zrobić. Przecież 2,5 roku to dużo czasu. Mamy mnóstwo pięknych wspomnień, zdjęć, własne miejsca, piosenki, plany. Zawdzięczam mu różne rzeczy, więc boję się też, że jeśli zerwiemy, to powie, że go wykorzystywałam, czy coś takiego, choć nie byłoby to prawdą. Znam dość dobrze jego rodzinę, moja rodzina zna jego rodzinę i myślę, że całe nasze otoczenie uważa, że w przyszłości weźmiemy ślub. Z drugiej strony...
Nie jesteśmy nawet zaręczeni. Lepiej zerwać wcześniej, niż po 5 latach związku uświadomić sobie, że to naprawdę był błąd i wtedy próbować układać sobie życie od początku. Naprawdę nie mogę żyć w ten sposób, że moja postać niezbyt go interesuje, jednak nie chcę go również zranić. Choć pewnie i tak siebie samą zranię najbardziej, bez względu na to, jakiego wyboru dokonam. Od kilku dni czuję się tak, jakbym miała szkło w sercu. Niedobrze mi.
Bardzo proszę o poradę - mam go zostawić i zaryzykować (bo przecież nie mam żadnej pewności, że z tym chłopakiem stworzymy lepszy związek i nie wiem, jak długo bylibyśmy parą), czy lepiej tkwić w beznadziejnej stabilizacji, nie narażając się na inne przykrości?
Anna