Zamieszkałam z chłopakiem i miało być super. Myślałam, że nie podołamy finansowo, a na dodatek rodzice będą niezadowoleni. Nic takiego się nie stało i naprawdę byłaby sielanka, gdyby on się inaczej zachowywał. Ogólnie jest ideałem – często robi mi śniadania, zmywa po obiedzie, nawet zdarza mu się prasować nasze wspólne pranie. Nie mogłabym o nim powiedzieć złego słowa, ale jest coś, co mnie wkurza do granic możliwości. Chodzi o to, że zupełnie straciłam poczucie prywatności i intymności. Nawet w łazience nie mogę czuć się bezpiecznie.
Mój problem polega na tym, że on praktycznie codziennie przynajmniej raz wpada do łazienki, kiedy ja z niej korzystam. Bez pukania, zapowiedzi, ani żadnego sygnału. Po prostu włazi i zajmuje się sobą, a ja staję się powoli strzępkiem nerwów. Nigdy nie wiem czy za chwilę nie będę miała towarzystwa. Fajnie, że czuje się tak swobodnie, ale to mnie krępuje i doprowadza do obsesji. Zamiast zajmować się tam spokojnie sobą, to ja ciągle nasłuchuję...
Niby to komplement, bo oznacza, że nie jestem go niczym w stanie zadziwić, ani obrzydzić. Pełny luz, zupełnie jak stare i dobre małżeństwo. Tylko, że mnie to nie odpowiada i nie działa to w dwie strony. Ja jemu do łazienki nigdy bez pytania nie weszłam. Chyba, że zawołał i poprosił np. o świeży ręcznik. Ale to co innego! Przecież ja tam mogę siedzieć na sedesie albo właśnie zmieniać tampon. W takich sytuacjach nie chcę, żeby ktokolwiek mnie oglądał! Czy to jest aż takie dziwne?
On się obraża, jak wtedy wrzeszczę i każę mu się wynosić. Według niego jestem przewrażliwiona i widocznie go nie kocham. Gdybym była z nim szczęśliwa, to mogłabym, za przeproszeniem, robić przy nim kupę. Jakoś mi się to nie widzi i nie sądzę, żeby wspólne celebrowanie mojego trawienia miało jakoś wspaniale wpłynąć na nasz związek. Raczej wręcz przeciwnie, bo potem będzie mnie kojarzył z takimi obrzydliwymi czynnościami. On problemu dalej nie widzi.
Ostatnio rzucił na wychodne (wlazł mi do łazienki, jak goliłam sobie pachy), że chyba nie możemy razem mieszkać, bo jestem gorsza, niż jego własna matka. On chce się czuć w domu swobodnie. Boże... Ja też chcę się tak czuć, a nie mogę, bo ciągle mnie nachodzi. Dlaczego on nie rozumie, że pary nie wszystko muszą robić przy sobie? Chciałabym się za przeproszeniem wypróżnić albo ogolić bez świadków!
Co mam zrobić, żeby to zrozumiał? Chyba zacznę go też odwiedzać w łazience. Może on sobie nie zdaje sprawy, jakie to jest krępujące. Jak go kilka razy na czymś przyłapię, to jest szansa, że zrozumie.
Ale wolałabym tego uniknąć, bo nie chcę się zniżać do jego poziomu...
Iga