Jestem nauczycielką nauczania początkowego. Mam pod opieką kilkunastu maluchów. Po kilku latach w szkole zostałam wychowawczynią i naprawdę dobrze się czuję w tej roli. Dzieci mnie lubią, z rodzicami można się porozumieć i do tej pory było wszystko w porządku. Do momentu, kiedy postanowiłam porozmawiać z jedną uczennicą.
Dziewczynka ma 7 lat, wyraźną nadwagę, jest ospała, niewiele się rusza, dzieci jej dokuczają. To ostatni moment, żeby coś z tym zrobić, ale najwyraźniej rodzice się tym nie przejmują. Bardzo delikatnie wypytałam ją, czy na coś choruje, czy chodzi do lekarza, a może łyka jakieś tabletki. Stwierdziła, że nie. Zwierzyła się, że codziennie je obiad w szkole i w domu, potem dostaje słodycze.
Przykre, ale musiałam zareagować. Zapytałam ją, czy nie uważa, że waży za dużo i zaczęła się afera.
Powiedziała, że może trochę tak, ale nie wie co z tym zrobić. Zaproponowałam, że porozmawiam z jej rodzicami na pewno razem nam się uda. Miałam to dopiero w planach, ale kolejnego dnia jej matka wpadła z krzykiem. Najpierw zwyzywała mnie, potem doniosła dyrektorowi. Podobno pastwię się nad jej dzieckiem i dyskryminuję ze względu na wygląd.
Ta kobieta zupełnie nie zrozumiała. Córka jej zapewne wspomniała o czym rozmawiałyśmy, mamusia poczuła się urażona i teraz robi zamieszanie. W efekcie to dziecko pewnie dalej będzie się objadało, a ja będę miała nieprzyjemności w pracy. Tak się kończy, jak próbujesz coś zmienić i otworzyć niektórym oczy.
Dziewczynka sama dopytywała, jak można schudnąć i co powinna jeść, więc była tym wyraźnie zainteresowana. Mama stwierdziła, że to bezceremonialny atak.
Wyszło na to, że wyzywam to dziecko od grubasów i odseparowuję od grupy. W rzeczywistości to dzieci jej dokuczają i nie chcą się z nią zadawać. Ja właśnie chcę temu zapobiec! Ale oczywiście wyszłam na złego człowieka i pedagoga. Przyznaję, że najpierw mogłam poruszyć ten temat z rodzicami, ale wolałam się do tego przygotować. Tacy ludzie zazwyczaj kręcą i wymyślają powody, więc chciałam poznać prawdę.
Pewnie bym usłyszała, że córka jest chora, to geny, w domu tak naprawdę nic nie je itd. Po rozmowie z dzieckiem nie dałabym sobie wcisnąć takich bzdur.
Skończyło się na tym, że mam zakaz rozmawiania na ten temat, pulchne dziecko będzie tyło dalej, a jej mamusia nadal nie widzi problemu. Wkurza mnie to i nie wiem co zrobić!
M.