Jestem trochę dziwna, bo jak myślę o przyszłości, to sobie wyobrażam siebie z mężem i dzieckiem. Nie wiem czy tego chcę, ale takie mam skojarzenia. Tymczasem w normalnym życiu maluchy mnie obrzydzają. Nie lubię ich głupiego zachowania, tych kup, wymiotów, ciągłego płaczu, biegania w kółko. Nie potrafię się rozczulić na niemowlakiem, a starsze to już w ogóle mnie wyprowadzają z równowagi. W takich momentach współczuję ich matkom. Pewnie bardzo je kochają, ale jakim kosztem…
Dla mnie teraz dziecko to przede wszystkim problem. Taka mała wredna istota, za którą trzeba być odpowiedzialnym, a ona i tak ma cię gdzieś. Ciągle jęczy, narzeka, wybrzydza, a całe życie obraca się wokół tego, czy już się wypróżniło, czy jeszcze nie. Wiem, jak to działa, bo mój brat jest młodym ojcem i czasami prosi mnie o opiekę nad córką. Migałam się, ale kilka razy nie miałam wyjścia. Teraz stwierdziłam, że koniec z tą dobrocią.
fot. Thinkstock
Jakoś niespecjalnie przypasowała mi rola cioci. To jest jeszcze małe dziecko, które nic nie rozumie. Zdarza jej się wyglądać słodko i ładnie się uśmiechać, ale przez większość czasu to ciągłe problemy. Wierci się, nie chce spać, wrzeszczy, kopie, zużywa kilka pampersów dziennie. A ja oczywiście muszę to znosić i powstrzymywać odruchy wymiotne przy zmianie pieluchy. Myślę, że już się wykazałam i na tym powinnam poprzestać. Nie lubię z nią być sama i zajmować się tym wszystkim.
Chcę powiedzieć bratu, że koniec z ciocią opiekunką. Mogę do nich wpadać w odwiedziny jako gość. Chcą pracować, wychodzić na miasto i imprezować ze znajomymi - niech sobie zapłacą za opiekunkę. Taką, której takie drobnostki nie przeszkadzają i która dostanie za to uczciwe pieniądze. Ja kocham bratanicę, ale to jest dla mnie za duże poświęcenie. Źle się czuję w obecności dzieci. Tego najbliższego niestety też. Czy mam do tego prawo?
fot. Thinkstock
Nie uważam, żeby to był mój obowiązek. Tak samo, że każda kobieta musi się rozpływać na widok dzieci. Znam takie, ale nie jestem jedną z nich. Ja jak widzę takie maleństwo, to od razu mam z tyłu głowy alarm - uciekaj. Będą problemy, kupy, wymioty i zanoszenie się płaczem. Naprawdę nic przyjemnego, więc nie ma co udawać, że jest inaczej. Ogólnie to weryfikuję swoje plany na przyszłość i o ile męża nadal chcę, tak nad potomstwem będę musiała się poważnie zastanowić.
Może instynkt macierzyński kiedyś się odezwie, ale na razie milczy. Wszystko przemawia za tym, żeby dać sobie spokój i po prostu odsunąć się od wszystkich znanych bachorów. Mogę je widywać od święta. Nie potrzebuję stałego kontaktu. To nie moja bajka.
Maja