Mówiąc szczerze, do tej pory te wszystkie ślubne problemy panien młodych mnie śmieszyły. Kogo zaprosić, jaką suknię założyć, na ile można liczyć w kopertach itd. Aż wreszcie sama stanęłam przed niezłym problemem. Zacznę od tego, że pobieramy się w najbliższym czasie i odbyliśmy nauki przedmałżeńskie. Bałam się, bo nie dość, że współżyjemy ze sobą od dawna, to jeszcze razem mieszkamy. I to nie od miesiąca, ale od prawie 4 lat. Wiadomo, jak księża i Kościół na to patrzą. Grzech i te sprawy. Pewnie nawet śmiertelny.
Podejście prowadzącego nas księdza bardzo mnie zaskoczyło. O ile pani psycholog, widać że nawiedzona, straszyła, że tak nie można, tak on zachował się bardzo w porządku. Chciałam być szczera, więc powiedziałam mu o wszystkim. On na to „Zabiłaś kogoś? Skrzywdziłaś? Nie? To Bóg przymknie na to oko”. I szczerze się roześmiał. Wreszcie normalny i bardzo ludzki duchowny. Jego zajęcia były naprawdę ciekawe. Aż przyszedł moment na spowiedź...
źródło: Josh Applegate / Unsplash
To jeszcze nie była ta ostatnia, bo do ślubu pozostało kilka tygodni, ale stwierdziłam, że lepiej wyznać większość win teraz, żeby później się mniej stresować. Dla mnie to istotny sakrament, więc nie ma mowy o kręceniu. Poszłam do mojej parafii, powiedziałam o co chodzi i to mnie zgubiło. Gdybym powiedziała o tym ot tak, to pewnie byłoby po problemie. Ale przyznałam, że za chwilę biorę ślub. Spowiednik był bardzo spokojny, ale dużo do mnie mówił. Wpędził mnie w ogromne poczucie winy. Poczułam się, jakbym kogoś zamordowała!
Pytał, czy uważam to za dobre rozwiązanie. Czy nie jest to jednak lekkomyślne... Czy nie byłam w stanie się powstrzymać... W jakim celu to zrobiłam... Po co kusiłam siebie i chłopaka... Już nawet nie o seks mu chodziło, ale o to, że zamieszkaliśmy ze sobą. Na długo przed oświadczynami. Podobno żyjemy od lat w strasznym grzechu. Mało brakowało, a odeszłabym w trakcie tego jego monologu. Wreszcie stwierdził, że w takiej sytuacji rozgrzeszenia dać nie może.
źródło: Josh Applegate / Unsplash
Dobiło mnie to. Myślałam, że będzie już z górki, zacznę żyć po bożemu, a poprzednie grzechy zostaną mi przebaczone. Wiara jest dla mnie istotna i co mam z tym zrobić? Wychodzi na to, że przed samym ślubem też rozgrzeszenia nie dostanę i pójdę do ślubu z nieczystym sumieniem. Nawet komunii nie będę mogła przyjąć! Jeszcze nie widziałam takiej sytuacji.
Najgorsze jest to, że spowiadałam się z tych wszystkich rzeczy wiele razy i zawsze jakoś się udawało. Teraz, w najważniejszym momencie, okazało się, że mam zbrodniczą przeszłość i w ogóle nie powinnam brać ślubu kościelnego.
Zawsze mogę spróbować wyspowiadać się gdzie indziej, ale to by wyglądało jak zabawka w kotka i myszkę. Nie z księdzem, ale z Bogiem... Nie wiem czy ten ślub ma jeszcze sens.
Asia