Mam w tym roku pierwszy raz lecieć za granicę na wakacje. Najpierw się cieszyłam, a teraz jest strach. Jak ja mam się pomieścić w jednej walizce na 2-tygodniowy wyjazd? Tyle czasu z dala od domu, pogoda może być różna, przydałyby się różne ubrania, buty i sprzęty, a w cenie wyjazdu mam tylko jeden bagaż 20 kilogramów. Gdybym mogła wziąć, co chcę, to byłoby pewnie ze 40, jak nie 60 kg. Ja lubię być przygotowana na każdą sytuację, a tak nie wiem z czego zrezygnować.
Lecimy do Bułgarii. To nie Egipt i pogoda może być różna. Jak będzie lało i wiało, to mam chodzić tyle dni w jednych długich spodniach? Chłopak mówi, że tyle mi wystarczy. Jak będzie upał, a ja wezmę cieplejsze rzeczy, to zabraknie miejsca na szorty i zwiewne sukienki. Do tego buty - pełne czy tylko klapki? Sandały czy adidasy? Nigdy nie musiałam się tak ograniczać, bo podróżowaliśmy samochodem.
fot. Thinkstock
Jak ktoś ma już takie doświadczenia, to pewnie mnie wyśmieje. Ale dla mnie to zupełna nowość, że mam wybrać tylko kilka rzeczy, bo za każdy dodatkowy kilogram przyjdzie nam zapłacić majątek. Pakowanie się z wagą to jest jakiś absurd dla mnie. Rozumiem linie lotnicze i ograniczenia, ale mnie to normalnie przerasta. Gdzie ja mam jeszcze pomieścić wszystkie moje kosmetyki, suszarkę, książki, jakieś ulubione przekąski? Niby 20 kg to sporo, ale wychodzi tylko jedna walizka. I to wcale nie taka duża.
Strasznie się przez to denerwuję. Nawet mi się już kilka razy śniło, że dolatujemy na miejsce, otwieram bagaż, a w środku nie ma nic. Nie chcę tam niczego kupować, skoro wszystko mam w domu. Wystarczyłoby to tylko zabrać. Ale nie - chłopak poskąpi na dodatkowe obciążenie, więc sprawdzi mnie przed wyjazdem na lotnisko. Chciałabym jeszcze wziąć komputer i może żelazko. W pokojach nie ma, bo już czytałam.
fot. Thinkstock
Sprawdziłam na wadze kuchennej i podstawowe kosmetyki to już 2 kilogramy. Dołożę kilka par butów i robi się 5. Ciuchy, ręczniki plażowe, suszarka, żelazko i mam 10. Jak nie więcej. Ciągle coś dokupuję a wyjazd, a nawet nie będę mogła tego ze sobą zabrać. Jestem tym załamana i wściekła. Myślałam, że w wakacje wyluzuję, a ciągle jest stres.
I dlatego wolę wakacje w Polsce. Pakuję do auta wszystko, co chcę i jadę. O nic się nie martwię, bo niezbędne rzeczy mam przy sobie. Żadna pogoda i sytuacja mnie nie zaskoczą. A tak daleko od domu sprawa się komplikuje. Nie weźmiesz czegoś, to potem płać. A po wszystkim zostaw w hotelu, bo już się nie zmieści w podróż powrotną.
Chyba ostatni raz się na coś takiego decyduję. Już wiem, że będzie kiepsko.
Olga