Jakiś czas temu Polskie uczelnie do swojej oferty edukacyjnej wprowadziły tak zwane kierunki zamawiane, za studiowanie których studenci otrzymują całkiem przyzwoite stypendium. Miały one zapobiec produkcji bezrobotnych, a jednocześnie uzupełnić braki kadrowe w mało popularnych branżach. Jednak, jak donosi `Dziennik Gazeta Prawna`, coraz częściej absolwenci tych kierunków mają trudności ze znalezieniem pracy.
Według raportu Bilansu Kapitału Ludzkiego, stworzonego przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości we współpracy z Uniwersytetem Jagiellońskim, największym rozczarowaniem okazały się ochrona środowiska (8,9% bezrobotnych), inżynieria środowiska (9,3% bezrobotnych) i chemia (10,3% bezrobotnych). W nieco lepszej, choć wciąż kiepskiej sytuacji znajdują się studenci prawa (6,5% bezrobotnych), ekonomii (6,8% bezrobotnych), czy zarządzania i marketingu (7,7% bezrobotnych).
-Kandydaci, którzy wybierali studia kierując się listą ustaloną przez resort, mogą czuć się oszukani. Byli zapewniani, że właśnie po tych fakultetach pracodawcy poszukują pracowników – powiedział gazecie Grzegorz Byszewski, ekspert Pracodawców RP.
Cała sytuacja wygląda nieciekawie nie tylko z perspektywy studentów – na program kierunków zamawianych, który ruszył w 2008 roku, wydano około 1,2 mld zł. Jak widać straty są kolosalne! Nie ma więc co się łudzić, że kierunki zamawiane będą lekarstwem na polskie bezrobocie. Bo choć ich pomysłodawcy z pewnością chcieli dobrze, to i tak finalnie… wyszło jak zwykle.
SŻ